"(...) Deke był z Baltimore, Willy z Atlanty, a Marsha z południowego Bostonu. Nie jest istotne dla tej historii, jak ta trójka wędrownych ekskrementów się spotkała. Wspomnijmy po prostu, że zapoznali się ze sobą w trakcie wymiany igieł na ulicy Somerset w Filadelfii jakąś dekadę temu. Marsha, wtedy jeszcze całkiem atrakcyjna, prostytuowała się, kiedy pokaźnych rozmiarów chłopak z którym była, Willy, robił za jej mięśnie. Robili kasę, zgadza się, ale większość wydawali na innych ćpunów, benzodiazepiny, metę i heroinę, przez co właśnie byli bezdomni".
Jedna z moich (czytelniczych) jaźni chciałaby czytać rzeczy, które targają emocjami, ściskają gardło i serce, szarpią wte i wewte, nie pozwalają zasnąć... Druga widzi "Dom rozwolnienia" i myśli sobie: hehe, nie no, muszę to przeczytać XD.
![]() |
źródło |
Mamy trójkę ćpunów: Deke - robi w grupie za mózg, Willy - za mięśnie oraz Marsha - prostytutka u kresu kariery, robi za worek treningowy Willy'ego. Deke dziedziczy po swoim zmarłym krewnym dom. I świetnie się składa, bo nasza wesołą gromadka nie ma za bardzo gdzie mieszkać, ani czym się odurzyć. Poprzedni właściciel domu był duchownym, co nie uchroniło go od pozostawienia po sobie kilku piekielnych niespodzianek.
Każdy kto poznał klimat książek Edwarda Lee poczuje się jak w domu. Zdegenerowani bohaterowie, rynsztokowy humor, płyny ustrojowe, absurdalne pomysły, czego chcieć więcej? W krótkiej formie to wszystko smakuje najlepiej, w dłuższej staje się nużące. Książka jest napisana w duecie, jednak można ją uznać za typowe dzieło legendy horroru ekstremalnego. Jedyne do czego się przyczepię, to "ucięte" zakończenie. No ale tak to bywa z zakończeniami, rzadko kiedy satysfakcjonują, tym bardziej w gatunku, który ma za zadanie szokować przez cały czas. Lubisz ekstremę? Czytaj. I pamiętaj - tylko Bóg może nas sądzić. ;)