2024/07/25

Patusy - Patryk Bogusz, Marcin Piotrowski, Tomasz Czarny

"– Czasem śmierć to jedyne wyjście i mówię to z pełną odpowiedzialnością – powiedział i nachylił się do kamery. Twarz skrywał za czarną skórzaną maską, bo misja była ważniejsza od jego wyglądu. On był tylko głosem, którego wierni będą słuchać. Na finalnym streamie grupy beta zebrał tysiące nastolatków. Wiedział, że tylko kilku z nich podoła zadaniu, a moze tylko jeden. Jedna wyjątkowa istota, która zrozumie, że tylko przez autodestrukcję można osiągnąć spokój. Mówiła o tym filozofia, mówiła literatura, muzyka i film. On przeniósł tę prawdę na inny poziom, docierając do mas. Czasy się zmieniły, forma przekazu również".

Dziś będzie krótko (krócej niż zazwyczaj) bo i obiekt mojej recki do najdłuższych nie należy, w sumie "Patusy" równie dobrze mogłyby się ukazać w jakimś zbiorze opowiadań z ekstremalną grozą. 

źródło: https://domhorroru.pl/pl/glowna/212-patusy.html

Fabuła nie należy do przesadnie skomplikowanych, policjant po śmierci córki postanowił odejść ze służby i na własną rękę zająć się robieniem porządku z patostreamerami - to właśnie przez jednego z nich stracił dziecko. Klasyczny motyw zemsty plus jedno z nowszych zagrożeń współczesnego świata. Jak wyszło? Moim zdaniem średnio. Jest bardzo krwawo, jest obrzydliwie, ale żeby lektura mnie jakoś bardziej poruszyła? Niekoniecznie. Rzecz dzieje się w amerykańskich realiach, momentami wyczuwalne są fajne nuty właściwe do kryminału noir (obstawiam pióro Patryka Bogusza). Sceny gore - spoko, ale odrobinę wtórne. Chwila wywołująca największą reakcję (realne mdłości) to chyba też trochę hołd dla słynnego "2 Girls 1 Cup" XD. Zakończenie z fajnym pomysłem, można się doszukać jakiegoś głębszego, symbolicznego sensu, niestety finałowe sceny rozgrywają się błyskawicznie. Ogólnie takie tam czytadełko pod piwo, o którym czytelnik dość szybko zapomni. Zbyt szybko.

Moja opinia ma dość krytyczny ton, a to dlatego, że znam solową twórczość autorów i wiem, że tych panów bez wątpienia stać na więcej. Przekonałem się o tym wielokrotnie. Tutaj bez szału. Skoro krótka nowelka doczekała się papierowej formy, to liczyłem na coś lepszego. Tym bardziej, że i poruszony temat ma olbrzymi potencjał . Niezdecydowanym polecam przeczytać i wyrobić sobie własne zdanie. Mimo narzekania ode mnie 6/10 bo mam słabość do tego typu twórczości.

"Patusy" - Patryk Bogusz, Marcin Piotrowski, Tomasz Czarny
Wydawnictwo: Dom Horroru
Rok wydania: 2024
Stron: 79
Ocena: 6/10

2024/07/16

Z szynką raz! - Charles Bukowski

"Moje własne sprawy wyglądały równie źle i ponuro jak w dniu, w którym przyszedłem na świat. Z tą różnicą, że od czasu do czasu mogłem się już napić, chociaż nie tak często, jak bym chciał. Tylko picie ratowało człowieka przed wiecznym otępieniem i poczuciem, że jest się do niczego. Przez resztę czasu życie tylko stale kłuło i szarpało. Nie widziałem w nim nic ciekawego, nic a nic. Ludzie byli ostrożni, tkwili w wąsko zakreślonych ramach. Nie mieściło mi się w głowie, że do końca życia mam się zadawać z takimi piździelcami. Boże, mieli sraki, narządy płciowe, usta i pachy. Srali, gadali i byli drętwi jak końskie łajno. Dziewczyny z daleka mogły sie podobać, kiedy słońce podświetlało ich sukienki i włosy. Ale wystarczyło podejśc bliżej i posłuchać, co im wycieka ustami z mózgownic. Człowiek miał wtedy ochotę złapać pistolet maszynowy, wykopać sobie ziemiankę i już z niej nie wychodzić. Wiedziałem, że nigdy nie dam rady być szczęśliwy, ożenić się, mieć dzieci. Nie nadawałem się nawet na pomywacza".

Rok 2024 jest rokiem Charlesa Bukowskiego. Możliwe, że o tym nie wiecie - w końcu ustaliłem to chwilę temu. Niewiele jest książek które potrafią mnie w taki sposób zaangażować, niewielu jest bohaterów, którzy budzą we mnie tak różne emocje. Mój maraton z Bukowskim trwa, dostarczając mnóstwa zabawy, śmiechu, ale też chwil gorzkiej zadumy.

W "Z szynką raz!" Henry Chinaski opowiada o swoim życiu od momentu pierwszych dziecięcych wspomnień, aż do ukończenia szkoły, wyprowadzenia się z domu i symbolicznego wejścia w dorosłość. Nie była to łatwa egzystencja. Pozbawiony wsparcia rodziców, z ojcem tyranem oraz dość obojętną matką, pełen kompleksów, od najmłodszych lat dręczony w szkole, dorastający w czasach kryzysu... No cóż, Henry nie miał najlepszych warunków żeby wyrosnąć na 'porządnego człowieka'. Właściwie nie poszło mu najgorzej. Inna sprawa, że Henry nigdy tak na prawdę nie chciał zostać kolejną jednostką wrzuconą, wykastrowaną i wyplutą przez system. A presja była spora, setki razy słyszał pytanie - jak Ty sobie zamierzasz poradzić w życiu?

źródło: klik!

Chinaski to postać o specyficznej wrażliwości. Od najmłodszych lat trudno mu było znaleźć mityczne 'swoje miejsce'. Sfera jego życiowych marzeń, które z grubsza polegały na znalezieniu jakiejś zacisznej dziury po wejściu do której wszyscy dali by mu święty spokój, również nie sprzyjała budowaniu relacji międzyludzkich. Na dodatek odstręczająca fizyczność, która dla wielu była wystarczającym argumentem żeby omijać go szerokim łukiem. Podczas lektury można zauważyć, jak wraz z wiekiem Henry zamienił się z dręczonego dzieciaka w gościa, który bez problemu mógłby dręczyć innych. Jednak stare 'nawyki', takie jak awersja do ludzi czy negowanie rzeczywistości w formie, w jakiej ludzie ją sobie budują - one pozostały bez zmian. 

Odradzam tę ksiązkę posiadaczom co wrażliwszych żołądków - jest tutaj kilka naprawdę obrzydliwych scen, chociażby żywe opisy walki z trądzikiem (kiedy próby egzorcyzmów zawiodły) czy perspektywa odbycia inicjacji seksualnej z matką kolegi. No cóż, życie. Dla równowagi nie brakuje humoru, w typowym dla Bukowskiego stylu (trafia idealnie w mój gust). Henry jest mi bliski z jeszcze jednego powodu - prawdopodobnie dzielę z tą postacią sporą część zaburzeń psychicznych. :) Po prostu go rozumiem. Inne czasy, inny świat, ale marzenia i lęki całkiem podobne.

Ostatnia scena książki ma miejsce w pasażu z automatami do gier w dniu ataku Japończyków na Pearl Harbor. Główny bohater zaprasza do gry w bokserów przypadkowego chłopca. Ulice miasta pustoszeją. Mimo, że zawodnik dzieciaka ma uszkodzoną rękę, udaje mu się pokonać  w pierwszej rundzie Henry'ego. Po chwili wahania, przegrany godzi się na rewanż. Ten krótki fragment to taki literacki odpowiednik rozumienia się z kimś bez słów. Cała treść mieści się w tej milczącej chwili. Piękna sprawa.

"Z szynką raz!" - Charles Bukowski
Wydawnictwo: Noir sur Blanc
Rok wydania: 2022 (oryginał 1982)
Stron: 320
Ocena: 9/10

2024/07/12

Piękno i smutek - Yasunari Kawabata

" – Poczułem twój zapach – powiedział po chwili.
– Mój zapach?
– Zapach kobiety.
– Ach tak. Jest gorąco... To musi być nieprzyjemne.
– Przeciwnie. Nie chodzi o upał. To piękny zapach kobiety. 
Chodziło o woń, którą kobieca skóra wydziela , gdy czuje przyjemnośc dotyku kochanka. Dzieje się tak zawsze, nawet u młodych dziewcząt, i działa nie tylko pobudzająco, ale także kojąco, przynosząc mężczyźnie uczucie spełnienia. Jak gdyby skryte przyzwolenie kobiety emanowało z jej ciała".
Ktoś się spodziewał ambitnej literatury TUTAJ? ;) Zachęcony niezwykle pozytywną opinią przeczytaną na IG i pełen nadziei na emocjonalną szprycę która wypełni moją wewnętrzną pustkę, sięgnąłem po krótką powieść japońskiego noblisty. Powiem tak - nie pochłonął mnie zachwyt, jednak jestem usatysfakcjonowany a sama historia z czasem coraz ciekawiej rozbrzmiewa w głowie.

źródło (klik)

Ōki - pisarz po pięćdziesiątce, pragnie posłuchać noworocznych dzwonów w towarzystwie swojej dawnej kochanki. Ponad dwadzieścia lat temu połączyło go z szesnastoletnią wówczas Otoko płomienne uczucie, które niestety zakończyło się gwałtownie, smutno i tragicznie. Ōki napisał książkę o tym romansie, co zapewniło mu sławę i rozpoznawalność. Otoko stała się cenioną malarką, nigdy nie zapomniała o mężczyźnie który obudził w niej miłość, ale też stał się źródłem nieznośnego cierpienia. Jest ktoś jeszcze - Keiko. Uczennica Otoko z którą łączy  ją intymna relacja, dziewczyna stabilna jak czarnobylski reaktor nr 4 na chwilę przed wybuchem, pełna szaleńczej pasji, nieprzewidywalna i pałająca rządzą zemsty na człowieku, który przed laty tak głęboko zranił jej nauczycielkę. 

Yasunari Kawabata pisze w charakterystycznym stylu - prostym, oszczędnym, pełnym elegancji, wyszlifowanym ze wszystkiego co zbędne, pozbawionym nadmiernego patosu a jednocześnie taktującym o potężnych uczuciach. Pisząc o emocjach łączących poszczególnych bohaterów, wchodzi im bardzo głęboko w głowę, drobne niuanse pozwalają nam dostrzec ulotne, nieoczywiste i złożone przeżycia które nimi targają. Kilkukrotnie poruszany temat postrzegania sztuki przez odbiorcę nasuwa pytanie, czy nie dotyczy on również relacji międzyludzkich? Czy to, co chcemy przekazać spotyka się ze zrozumieniem? A może zostaje odebrane jako coś zupełnie innego... To dość niepokojące i ciekawe. Japończycy są generalnie dobrzy w emocje. Jeśli jest mowa o smutku, to czujemy się jak w towarzystwie demontora, jeśli jest mowa o namiętności, to wchodzimy w płomienie ocierając się o jej istotę. Zastanawiam się, czy to, co w moim odczuciu jest wręcz perwersyjne, nie wynika jedynie z różnicy kultur. Chociaż fetysz polegający na czyszczeniu komuś uszu to ewidentna przesada. :D 

Ta książka jest jak Keiko, jedna z jej głównych bohaterek. Z zewnątrz piękna i łagodna, niepozorna, wewnątrz wrząca od namiętności, pozbawiona zdrowego rozsądku. Muszę też wspomnieć o upiornym zakończeniu, ok - w pewnym momencie można się domyślać finału, mimo to, zrobił on na mnie duże wrażenie. "Piękno i smutek" udowadnia, że warto sięgać po japońską prozę, jest to rzecz bez wątpienia godna uwagi, coś, co faktycznie się przeżywa.

PS Podoba mi sposób, w jaki przedstawiono tutaj motyw LGBT, uczucie między dwojgiem ludzi, nic ponadto. Podobnie rzecz się miała w "Dniach bez końca" Sebastiana Barry'ego. 

"Piękno i smutek" - Yasunari Kawabata
Wydawnictwo: Czytelnik
Rok wydania: 2024 (oryginał 1965)
Stron: 220
Ocena: 8/10

Kolczaste łzy - S.A. Cosby

 "(...) – Mój brzuch. Widzę moje flaki. – Słowa Gremlina były tak ciche i lekkie, że omal nie porwał ich wiatr. Grayson i Kopuła podesz...