"Moje własne sprawy wyglądały równie źle i ponuro jak w dniu, w którym przyszedłem na świat. Z tą różnicą, że od czasu do czasu mogłem się już napić, chociaż nie tak często, jak bym chciał. Tylko picie ratowało człowieka przed wiecznym otępieniem i poczuciem, że jest się do niczego. Przez resztę czasu życie tylko stale kłuło i szarpało. Nie widziałem w nim nic ciekawego, nic a nic. Ludzie byli ostrożni, tkwili w wąsko zakreślonych ramach. Nie mieściło mi się w głowie, że do końca życia mam się zadawać z takimi piździelcami. Boże, mieli sraki, narządy płciowe, usta i pachy. Srali, gadali i byli drętwi jak końskie łajno. Dziewczyny z daleka mogły sie podobać, kiedy słońce podświetlało ich sukienki i włosy. Ale wystarczyło podejśc bliżej i posłuchać, co im wycieka ustami z mózgownic. Człowiek miał wtedy ochotę złapać pistolet maszynowy, wykopać sobie ziemiankę i już z niej nie wychodzić. Wiedziałem, że nigdy nie dam rady być szczęśliwy, ożenić się, mieć dzieci. Nie nadawałem się nawet na pomywacza".
Rok 2024 jest rokiem Charlesa Bukowskiego. Możliwe, że o tym nie wiecie - w końcu ustaliłem to chwilę temu. Niewiele jest książek które potrafią mnie w taki sposób zaangażować, niewielu jest bohaterów, którzy budzą we mnie tak różne emocje. Mój maraton z Bukowskim trwa, dostarczając mnóstwa zabawy, śmiechu, ale też chwil gorzkiej zadumy.
W "Z szynką raz!" Henry Chinaski opowiada o swoim życiu od momentu pierwszych dziecięcych wspomnień, aż do ukończenia szkoły, wyprowadzenia się z domu i symbolicznego wejścia w dorosłość. Nie była to łatwa egzystencja. Pozbawiony wsparcia rodziców, z ojcem tyranem oraz dość obojętną matką, pełen kompleksów, od najmłodszych lat dręczony w szkole, dorastający w czasach kryzysu... No cóż, Henry nie miał najlepszych warunków żeby wyrosnąć na 'porządnego człowieka'. Właściwie nie poszło mu najgorzej. Inna sprawa, że Henry nigdy tak na prawdę nie chciał zostać kolejną jednostką wrzuconą, wykastrowaną i wyplutą przez system. A presja była spora, setki razy słyszał pytanie - jak Ty sobie zamierzasz poradzić w życiu?
![]() |
źródło: klik! |
Chinaski to postać o specyficznej wrażliwości. Od najmłodszych lat trudno mu było znaleźć mityczne 'swoje miejsce'. Sfera jego życiowych marzeń, które z grubsza polegały na znalezieniu jakiejś zacisznej dziury po wejściu do której wszyscy dali by mu święty spokój, również nie sprzyjała budowaniu relacji międzyludzkich. Na dodatek odstręczająca fizyczność, która dla wielu była wystarczającym argumentem żeby omijać go szerokim łukiem. Podczas lektury można zauważyć, jak wraz z wiekiem Henry zamienił się z dręczonego dzieciaka w gościa, który bez problemu mógłby dręczyć innych. Jednak stare 'nawyki', takie jak awersja do ludzi czy negowanie rzeczywistości w formie, w jakiej ludzie ją sobie budują - one pozostały bez zmian.
Odradzam tę ksiązkę posiadaczom co wrażliwszych żołądków - jest tutaj kilka naprawdę obrzydliwych scen, chociażby żywe opisy walki z trądzikiem (kiedy próby egzorcyzmów zawiodły) czy perspektywa odbycia inicjacji seksualnej z matką kolegi. No cóż, życie. Dla równowagi nie brakuje humoru, w typowym dla Bukowskiego stylu (trafia idealnie w mój gust). Henry jest mi bliski z jeszcze jednego powodu - prawdopodobnie dzielę z tą postacią sporą część zaburzeń psychicznych. :) Po prostu go rozumiem. Inne czasy, inny świat, ale marzenia i lęki całkiem podobne.
Ostatnia scena książki ma miejsce w pasażu z automatami do gier w dniu ataku Japończyków na Pearl Harbor. Główny bohater zaprasza do gry w bokserów przypadkowego chłopca. Ulice miasta pustoszeją. Mimo, że zawodnik dzieciaka ma uszkodzoną rękę, udaje mu się pokonać w pierwszej rundzie Henry'ego. Po chwili wahania, przegrany godzi się na rewanż. Ten krótki fragment to taki literacki odpowiednik rozumienia się z kimś bez słów. Cała treść mieści się w tej milczącej chwili. Piękna sprawa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz