" – Poczułem twój zapach – powiedział po chwili.– Mój zapach?– Zapach kobiety.– Ach tak. Jest gorąco... To musi być nieprzyjemne.– Przeciwnie. Nie chodzi o upał. To piękny zapach kobiety.Chodziło o woń, którą kobieca skóra wydziela , gdy czuje przyjemnośc dotyku kochanka. Dzieje się tak zawsze, nawet u młodych dziewcząt, i działa nie tylko pobudzająco, ale także kojąco, przynosząc mężczyźnie uczucie spełnienia. Jak gdyby skryte przyzwolenie kobiety emanowało z jej ciała".
Ktoś się spodziewał ambitnej literatury TUTAJ? ;) Zachęcony niezwykle pozytywną opinią przeczytaną na IG i pełen nadziei na emocjonalną szprycę która wypełni moją wewnętrzną pustkę, sięgnąłem po krótką powieść japońskiego noblisty. Powiem tak - nie pochłonął mnie zachwyt, jednak jestem usatysfakcjonowany a sama historia z czasem coraz ciekawiej rozbrzmiewa w głowie.
źródło (klik) |
Ōki - pisarz po pięćdziesiątce, pragnie posłuchać noworocznych dzwonów w towarzystwie swojej dawnej kochanki. Ponad dwadzieścia lat temu połączyło go z szesnastoletnią wówczas Otoko płomienne uczucie, które niestety zakończyło się gwałtownie, smutno i tragicznie. Ōki napisał książkę o tym romansie, co zapewniło mu sławę i rozpoznawalność. Otoko stała się cenioną malarką, nigdy nie zapomniała o mężczyźnie który obudził w niej miłość, ale też stał się źródłem nieznośnego cierpienia. Jest ktoś jeszcze - Keiko. Uczennica Otoko z którą łączy ją intymna relacja, dziewczyna stabilna jak czarnobylski reaktor nr 4 na chwilę przed wybuchem, pełna szaleńczej pasji, nieprzewidywalna i pałająca rządzą zemsty na człowieku, który przed laty tak głęboko zranił jej nauczycielkę.
Yasunari Kawabata pisze w charakterystycznym stylu - prostym, oszczędnym, pełnym elegancji, wyszlifowanym ze wszystkiego co zbędne, pozbawionym nadmiernego patosu a jednocześnie taktującym o potężnych uczuciach. Pisząc o emocjach łączących poszczególnych bohaterów, wchodzi im bardzo głęboko w głowę, drobne niuanse pozwalają nam dostrzec ulotne, nieoczywiste i złożone przeżycia które nimi targają. Kilkukrotnie poruszany temat postrzegania sztuki przez odbiorcę nasuwa pytanie, czy nie dotyczy on również relacji międzyludzkich? Czy to, co chcemy przekazać spotyka się ze zrozumieniem? A może zostaje odebrane jako coś zupełnie innego... To dość niepokojące i ciekawe. Japończycy są generalnie dobrzy w emocje. Jeśli jest mowa o smutku, to czujemy się jak w towarzystwie demontora, jeśli jest mowa o namiętności, to wchodzimy w płomienie ocierając się o jej istotę. Zastanawiam się, czy to, co w moim odczuciu jest wręcz perwersyjne, nie wynika jedynie z różnicy kultur. Chociaż fetysz polegający na czyszczeniu komuś uszu to ewidentna przesada. :D
Ta książka jest jak Keiko, jedna z jej głównych bohaterek. Z zewnątrz piękna i łagodna, niepozorna, wewnątrz wrząca od namiętności, pozbawiona zdrowego rozsądku. Muszę też wspomnieć o upiornym zakończeniu, ok - w pewnym momencie można się domyślać finału, mimo to, zrobił on na mnie duże wrażenie. "Piękno i smutek" udowadnia, że warto sięgać po japońską prozę, jest to rzecz bez wątpienia godna uwagi, coś, co faktycznie się przeżywa.
PS Podoba mi sposób, w jaki przedstawiono tutaj motyw LGBT, uczucie między dwojgiem ludzi, nic ponadto. Podobnie rzecz się miała w "Dniach bez końca" Sebastiana Barry'ego.
"Piękno i smutek" - Yasunari Kawabata
Wydawnictwo: Czytelnik
Rok wydania: 2024 (oryginał 1965)
Stron: 220
Ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz