2020/12/12

Armageddon House - Michael Griffin

"Czas postępuje, sekundy się toczą, dni nawarstwiają, żeby utworzyć chwiejny monument lat. Przestrzenie kumulują się w pionie, poziomy piętrzą się niczym przekładaniec. Jeśli pewnego dnia nastąpi moment odcięcia, po którym wszelki czas ustanie, wreszcie przynajmniej skończy się nieustanne szukanie, wchodzenie i schodzenie po schodach. Mark martwi się, że koncentrując uwagę na wewnętrznych życzeniach i nadziejach, może nie dostrzec zewnętrznych znaków, kiedy te już nadejdą".

Minipowieść Michaela Griffina została wydana w Polsce raptem kilka miesięcy po premierze oryginału. To dość odważny krok ze strony 'Dziewiątki', bo chociaż weird fiction zdobywa w naszym kraju coraz liczniejszą rzeszę fanów, nadal pozostaje gatunkiem mocno... specyficznym. Jeśli liczysz na szybką, niezobowiązującą lekturę, po przeczytaniu której poczujesz przyjemną satysfakcję to mam złe wiadomości...

"Armageddon House" zaczyna się jak typowe postapo. Do pewnego momentu, mniej-więcej 1/3 historii, praktycznie nic nie wskazuje na to, że mamy do czynienia z czymś zupełnie innym, niż fantastyka o grupce ocalałych po zagładzie. Dostajemy czwórkę bohaterów zamknięta w potężnym schronie. Dysponują zapasami wszystkiego, co niezbędne do przeżycia na wiele lat. Każdego dnia wykonują serię tych samych czynności. Jedzą, ćwiczą, odpoczywają. Żyją. Z czasem rutyna zaczyna ich irytować... Dlaczego trafili do schronu? I czemu maja robić to wszystko? Ukrywają się, żeby przeżyć? To jakaś gra? Eksperyment? Atmosfera pomiędzy poszczególnymi osobami gęstnieje, pojawia się coraz więcej pytań, nie przybywa natomiast odpowiedzi... Bohaterowie przestają sobie nawzajem ufać, a czy mogą ufać przynajmniej samym sobie?

Weird fiction to zdradziecki gatunek. Wszystko do pewnego momentu wydaje się logiczne i normalne, aż następuje <zgrzyt>. Pytasz siebie: "WTF?!" i czytasz dalej... Bo dalej znowu jest normalnie. Do czasu. Jak zawsze. W pewnym momencie 'nienormalności' jest więcej niż 'normalności'. Pytań też jest coraz więcej, znacznie więcej niż odpowiedzi. Wydaje mi się, że każdy zinterpretuje "Armageddon House" w inny sposób, bo to taka trochę książka-lustro. Jest sporo symboliki, dużo nieoczywistości, szczególnie w końcówce, która gwałtownie oddaje cały zmagazynowany w opowieści niepokój. A kiedy masz już w głowie wystarczająco dużo palących pytań i udzielił ci się paranoiczno-depresyjny, ponury nastrój - wtedy książka się kończy. :) Co autor chciał ci przekazać? Nie wiem. Ale teraz zaczniesz myśleć, o tym jak postrzegasz rzeczywistość. Czy twoi najbliżsi są w istocie tacy, jak w twojej głowie? Nie kreujesz tam przypadkiem kogoś zupełnie innego? Co stanie się jutro z twoim dzisiejszym 'ja'? Ufasz swoim wspomnieniom? "Armageddon House" mimo niepozornego oblicza całkiem nieźle miesza w głowie. Im dłużej myślę o tym, co przeczytałem, w tym bardziej złowieszcze rejony się zapuszczam. Po lekturze bliżej człowiekowi do wku#wienia niż podświadomie oczekiwanej satysfakcji. Chcesz wiedzieć jak to właściwie jest to sobie przeczytaj i na tym koniec, bo zostajesz sam, nie będzie wyjaśnień jak ich sobie nie zrobisz. 

To była moja pierwsza książka z "Dziewiątki" i nie mam zastrzeżeń co do wydania. Okładka ładna, nawet ma skrzydełka, czcionka optymalnej wielkości, sam fakt publikacji cenionego autora współczesnego weirdu również jak najbardziej godny pochwały. Lektura na jeden wieczór - rozkmina na kilka nocy. Taki interes.

"Armageddon House" - Michael Griffin
Wydawnictwo: Wydawnictwo IX
Rok wydania: 2020 
Stron: 110
Ocena: 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Faktotum - Charles Bukowski

"Niedzielę były najlepsze, ponieważ nikt nie stał mi nad głową, i wkrótce zacząłem brać ze sobą półlitrową butelkę whiskey, żeby lepiej...