2024/12/30

Kolczaste łzy - S.A. Cosby

 "(...) – Mój brzuch. Widzę moje flaki. – Słowa Gremlina były tak ciche i lekkie, że omal nie porwał ich wiatr. Grayson i Kopuła podeszli do śmiertelnie rannego towarzysza. Gremlin nie miał dolnej połowy brzucha, a z miejsca po niej, jak wysmarowane tłuszczem węgorze, wypływały wnętrzności. Leżał w kałuży krwi i gówna tak dużej, że można by się w niej wykąpać. Jego nogi wyglądały jak paluszki chlebowe upieczone przez ślepego piekarza".
Brutalna, 'męska' literatura i poetycki język? Wchodzę w to. Mam słabość do poetyckiego języka. (Pewnie dlatego nadal lubię słuchać starych, rockowych ballad, jakkolwiek naiwne by nie były;). 
Ike i Buddy Lee to dwóch gości w średnim wieku z przestępczą przeszłością. Poznają się w niezbyt miłych okolicznościach - podczas pogrzebu swoich synów. Brutalnie zamordowani mężczyźni byli małżeństwem. Zarówno Ike, jak i Buddy Lee nie akceptowali ich związku. Teraz nie potrafią zaakceptować własnej ignorancji. Ich chłopcy nie żyją. Śledztwo utknęło w miejscu. Co pozostało?

źródło: [klik]

Ike - małomówny, czarnoskóry właściciel firmy ogrodniczej, obecnie przykładny obywatel. Przed laty, podczas odsiadki dorobił się wymownego pseudonimu - Furiat. Buddy Lee - samotny, nieco zaniedbany miłośnik trunków, mieszkający w przyczepie, z ciętym poczuciem humoru i słabością do kobiet. Bohaterów sporo rożni, ale jedno ich łączy. Chęć zemsty za wszelką cenę. Ustalmy to od razu: tak, zgadza się, to są dobrze znane motywy. Książki, seriale, filmy. Nic nowego. Od początku można przewidzieć, jak to się wszystko potoczy. Zapyziałe bary, gangi motocyklowe, pościgi, bójki, strzelaniny i co tam jeszcze. Czym więc ta książka się wyróżnia? Na pewno językiem. Chociaż  nie brakuje bluzgów i mowy potocznej, to S.A. Cosby ma tendencję do uderzania w piękne, poetyckie tony. Skutek? Podobało mi się, bo (jak już wspomniałem) jestem po prostu łasy na takie coś. Ale uczciwie muszę przyznać, że było kilka momentów, kiedy autor przeszarżował. Jeśli czytam więcej niż raz, że coś było tak ostre, że można by tym kroić chleb, silnik "zadieslował" a kolczaste okazały się nie tylko łzy, ale też np. słowa - cóż, jakiś tam zgrzyt mimowolnie zarejestrowałem. Czepianie się mam za sobą, więc co dobrego tutaj poza ładnym językiem... Tempo. Zero dłużyzn, czysta akcja, niechętnie przerywałem lekturę. (Gdybym tylko  na co dzień czytał z takim zaangażowaniem). Kolejny plus - dość mocna eksploracja tematu zaakceptowania cudzej odmienności. Kolor skóry, orientacja seksualna, status materialny. Bez taniego moralizatorstwa, z kilku płaszczyzn, bardzo spoko. Ostatni plus to postać Buddy'ego Lee. Urocza bezczelność, zaskakująca wrażliwośc, no, z kimś takim człowiek chętnie pogadałby o tym i owym przy piwie. Podsumowując - "Kolczaste łzy" to solidny, literacki akcyjniak, z którego można wyłuskać coś więcej, i dzięki temu nie zapomnieć o książce wraz z przeczytaniem jej ostatniej strony. Kolejna powieśc autora - "Asfaltowa pustynia" jest zrobiona na tych samych patentach. Ale i tak po nią sięgnę. I też przypadnie mi do gustu. 

"Kolczaste łzy" - S.A. Cosby
Wydawnictwo: Agora
Rok wydania: 2024 (oryginał 2021)
Stron: 368
Ocena: 7/10
 

2024/10/13

Wojna nuklearna. Możliwy scenariusz - Annie Jacobsen

"Broń nuklearna redukuje ludzką zaradność i pomysłowość, miłośc i pożądanie, empatię i intelekt do kupki popiołu. W tej chwili szoku i rozpaczy najbardziej przerażające jest uświadomienie sobie, jak odtąd będzie wyglądało naszy życie. Potem przychodzi gorzka konstatacja, że nikt bie zrobił nic znaczącego, aby zapobiec wybuchowi nuklearnej trzeciej wojny światowej. Że to wszystko wcale nie musiało się wydarzyć. A teraz jest już za późno".

Temat zagłady ludzkości interesuje mnie od zawsze. Wybuch wojny nuklearnej to scenariusz unicestwienia świata, na który może załapać się każdy z nas. Wystarczy nieco ponad godzina, żeby doszło do "wymiany ognia" na masową skalę. Żeby się odrodzić, Ziemia będzie potrzebowała ponad dwudziestu tysięcy lat. Błogosławieni ci, którzy zamienią się w sadze w momencie wybuchów. 

źródło

Nie wiem jak to działa na was, ale jak dla mnie istnienie broni nuklearnej to idea która rozwala mózg. Przecież to jest absolutnie szalone. Cześć, jesteśmy ludzką cywilizacją. Może i nie potrafimy skonstruować paczki chipsów którą łatwo rozerwać wzdłuż, mamy za to technologię umożliwiającą w przeciągu pół godziny spalić dowolne miasto na innym kontynencie do gołej ziemi. Pytanie retoryczne do ludzkości - czy ty jesteś ku#wa normalna? Śmiem wątpić.

"Wojnę nuklearną" czyta się doskonale. Autorka połączyła tytaniczną pracę dziennikarską z suspensem godnym najwyższej próby dreszczowców. To właśnie balans między natężeniem drobiazgowych szczegółów a pędzacą akcją jest największym atutem tej ksiązki. Dzięki niemu ilość przedstawionych informacji nie przytłacza, a dynamiczne tempo hipotetycznej wizji przyszłości czyni jej lekturę nieodkładalną. Nie jestem wielkim miłośnikiem literatury faktu, jednak kiedy zaserwowana jest w tak zręczny sposób - po prostu przepadam. Jeśli nie macie jeszcze nuklearnej hekatomby na liście swoich fobii - serdecznie polecam zapoznanie się z tą książką. 

"Wojna nuklearna. Możliwy scenariusz" - Annie Jacobsen
Wydawnictwo: Insignis
Rok wydania: 2024 
Stron: 496
Ocena: 9/10

2024/09/16

Teatro Grottesco - Thomas Ligotti

"Stałem dość blisko Grossvogela spoczywającego na noszach skrytych w cieniach prowizorycznej kliniki. Był środek nocy i pojękiwania Grossvogela nieco zelżały, a w ich miejsce pojawiło się coś, co podówczas brałem za deliryczne rojenia. Podczas tego podniosłego majaczenia artysta kilkukrotnie wspomniał zjawisko, które określił mianem „wszechogarniającego cienia". Próbowałem go uspokoić, mówiąc, że to tylko kiepskie oświetlenie korytarza, ale nawet mnie własne słowa wydały się dość obłąkane, zwłaszcza w obliczu zmęczenia spowodowanego wydarzeniami tamtego wieczoru, zarówno w galerii, jak i na izbie przyjęć nędznego szpitala. Po chwili już tylko stałem obok chorego, nasłuchując jego mamrotów, ale nie reagując na deliryczne i coraz dłuższe wypowiedzi o „wszechogarniającym cieniu, od którego rzeczy stają się tym, czym nigdy nie chciały być” lub „poruszającej wszystkim ciemności, nakazującej rzeczom czynić to, czego nigdy nie chciały czynić". Thomas Ligotti "Cień, ciemność"

Po kilku latach mentalnych przygotowań i czekania na odpowiedni moment, w końcu stwierdziłem, że oto nadszedł. Oficjalnie mogę dołączyć do grona osób zachwyconych twórczością Thomasa Ligottiego. 

Jakiś czas temu miałem koszmarny sen. Coś znacznie gorszego niż 'zwyczajne' koszmary. Z grubsza chodziło w nim o to, że prawdopodobnie dałem się zauważyć jakiejś niesprecyzowanej obecności, czemuś permanentnie złemu. Nie brzmi zbyt widowiskowo, prawda? A jednak obudziłem się autentycznie przerażony. Do dziś czuje dyskomfort ilekroć pomyślę o tym śnie. Co by było, gdybym stanął oko w oko z tym bytem? W ogóle bym się obudził?

źródło: klik!

"Teatro Grottesco" to zbiór opowiadań podzielony na 3 rozdziały, o wdzięcznych tytułach: ZABURZENIA, ZDEFORMOWANIA oraz ZNISZCZENI I ZGNĘBIENI (ostatni rozdział jest według mnie najlepszy). Wydaje mi się, że żeby w pełni poddać się ciemności którą roztacza Ligotti trzeba posiadać pewne szczególne cechy. Jeśli nie depresyjną naturę, to przynajmniej nastrój. To nie jest rzecz, która prowadzi skądś dokądś, to jest coś, czym się nasiąka. Wiecie, coś jak z piosenkami o miłości. Każdy może ich słuchać, ale żeby poczuć ich istotę, to już trzeba być zakochanym (najlepiej nieszczęśliwie). Zakładam, że od twórczości Ligottiego można się albo odbić, albo w niej zatracić . I wracać. Żeby przyglądać się rzeczom, widzianym pierwotnie jedynie kątem oka. W tych słowach ciągle jest COŚ JESZCZE. Sugestia, która mrozi krew w żyłach.

Co mnie zaskoczyło podczas czytania, to spora ilość absurdalnego humoru. W kontekście ogólnego wydźwięku całej książki, ten humor nie tylko bawi, ale również przeraża. Albo nawet bardziej przeraża niż bawi. Kolejną charakterystyczną cechą, jest częste użycie precyzyjnego, powiedziałbym - urzędowego języka. Jakby narrator ograniczał w ten sposób pole do ewentualnych dyskusji. Nie żebym jako czytelnik w cokolwiek tutaj wątpił. Choć samych pytań paradoksalnie rodzi się całe mnóstwo. Niesamowite jak można tak klarownie i sugestywnie pisać o tak nieuchwytnych rzeczach. Dawno nie przeżywałem tak intensywnie żadnej książki. Dawno żadna książa tak mnie nie zdołowała i urzekła jednocześnie. 

Tym razem nie będę, jak mam w zwyczaju, opisywał pobieżnie poszczególnych opowiadań. Ale żeby przekonać niezdecydowanych, wspomnę o kilku motywach, które zwracają uwagę. Czego. Tutaj. Nie ma. 🤯 Detektyw hermafrodyta. Sparaliżowany chłopiec o przeszywającym spojrzeniu. Czerwona Wieża w której produkowane są upiorne gadżety (np. sztuczna dłoń, której nocą wyrastają bardzo długie paznokcie, wrastające z powrotem podczas gdy ktoś chce je obciąć [WTF?!]). Leczenie arachnofobii okultyzmem. XD Koszmarna procesja nawiedzająca zapomniane miasteczko (koszmarna, czyli w tym przypadku wyjęta wprost z koszmaru lub będąca idealnym materiałem na koszmar, vibe "Silent Hill"). Fałszywe wspomnienia z motywem podobnym, jakiego doświadczyłem we śnie o którym wcześniej wspominałem, ZANIM poznałem opowiadanie w którym się pojawia (!). Zgon poprzez zadławienie się rączką lalki. A na  koniec poznajemy tajniki wszechświata oraz całą prawdę o tym, cóż to za siła napędza wszelkie istnienie...

Powiem tak - siadło mi to pięknie. Obawiałem się, że lektura mnie przerośnie, ale nie - ona przerosła moje oczekiwania co do literackiej grozy w ogóle. Zostałem pożarty, przeżuty i wypluty. Drugi zbiór i esej Ligottiego w kolejce, ale potrzebuje chwili oddechu od takich doznań. :) 

"Teatro Grottesco" - Thomas Ligotti
Wydawnictwo: Okultura
Rok wydania: 2014 (oryginał 2006)
Stron: 278
Ocena: 10/10

2024/08/27

"Mickey & Mo" Tomasz Czarny i Robert Essig, "Dziecko" Edward Lee

"Monicę (na któą wszyscy mówili „Mo”) poznał, gdy kupowała metę od Bone'a. A kupowała dużo i często. Była solidnie wkopana w to gówno. Mickey nie wiedział czemu, ale ta wychudzona, zaniedbana i przećpana laska podobała mu się. Była pewna siebie, i mimo, że znajdowała się na dnie, miała jeszcze charakterny błysk w oku. Pogadali sobie trochę paląc papierosy i crack. A później wsiedli do pickupa Mickeya, pojechali do starej szopy, którą Mickey mijał przejazdem i kochali się tam jak dzikie zwierzęta". - "Mickey & Mo"

Najnowsze tytuły z Domu Horroru zachęciły mnie tematyką i nazwiskami. Ćpuny gotujące metę w odludnych lasach? Co poradzić - mam słabośc do tego typu klimatów. Nowy Edward Lee po polsku? Pewnie! Gwarancja jakości. Ostatnio zasugerowałem, że jak się człowiek oczyta tej ekstremy to już mało co go rusza i w ogóle... Dwie niepozorne ksiązeczki, będzie jak znalazł na odmóżdżenie. Co złego może się stać???

Nikomu nie polecam tych książek. Chcecie? Czytajcie. Ale róbcie to na własną odpowiedzialność. 

źródło: https://domhorroru.pl/pl/

Na początek "Mickey & Mo". Zakochana para zdegenerowanych narkomanów produkuje sobie metaamfetaminę w jakiejś zapadłej dziurze w stanie Maryland. Przyjaciółka Mo prosi ją o przysługę - opiekę nad dzieckiem przez jedną noc. Matka musi odreagować trudy macierzyństwa i się porządnie wyszaleć. Mo akceptuje prośbę. Niestety. Co na plus: świetny, ćpuńsko-wieśniacki brudny klimat (nie oceniajcie mnie), slang, całkiem charakterystyczni bohaterowie, a przede wszystkim główny twist, gdzie potrzebowałem stanowczo zbyt wielu sekund zanim dotarło do mnie co tam się właściwie stało. Minusy: po tym najbardziej szokującym momencie (gdzie chwilowe niedopowiedzenie i SUGESTIA robią największą robotę, nie późniejsze dosadne opisy) dalsze pastwienie się nad tematem nie budzi już większych emocji, za minus można też uznać bardzo otwarte zakończenie i brak gwarancji na kontynuację. 

No dobra, to było posrane. Czas na Edwarda Lee. Dwie krótkie nowelki. I faktycznie - jednym z głównych motywów są tutaj dzieci. W tytułowej historii główny bohater zostaje wrobiony w odpowiedzialnośc za katastrofę budowlaną. Postanawia uciec od cywilizacji i zaszyć się w jakiejś zapomnianej przez Boga wiosce - wszystko wydaje się lepsze od parspektywy spędzenia reszty życia za kratkami. Podczas podróży zapyziałym autobusem wpada w oko pewnej kobiecie. Kobiecie, która ponoć nie cieszy się najlepszą reputacją w okolicy, na pewno nie cieszy się najlepszą aparycją, na dodatek ma przerażającego synka o wdzięcznym "imieniu" Szocik i równie przerażające zamiary wobec naszego zbiega. Z deszczu pod rynnę. Zestawienie eleganckich manierów głównego bohatera z kwintesencją patologii jest naprawdę zabawne. Ale poziom obrzydliwości wali w sufit i ciężko przebrnąć przez niektórę momenty. Lojalnie uprzedzam. 

Druga nowelka - "Fetyszysta", pozwala pogłębić więdzę czytelnika na temat ludzkich zboczeń. Wiedzieliście czym jest grawiditofilia? Ja nie. A jest to pociąg seksualny do ciężarnych kobiet. Główny bohater podczas ważnej podróży służbowej postanawia skorzystać z usług prostytutki w zaawansowanej ciąży. Wieczór kończy się... zaskakująco. Na pewno nie tak, jak sobie planował. No cóż, po raz kolejny mamy do czynienia z ekstremą w najczystszej postaci. Myślę, że nawet czytelnicy obyci z tą "estetyką" będą mieć wątpliwości przy przewracaniu kolejnych kartek. Nie nastawiałem się tutaj na jakieś wyjątkowo szokujące treści (jak na standardy horroru ekstremalnego), jednak przeczytałem coś, co łamie kolejne granice i nie ukrywam - pozostawiło mnie w stanie jakiegoś rozbicia. A wiecie co jest najgorsze? Że nawet najbardziej zwyrodniała fikcja najpewniej jest właśnie dla kogoś na świecie rzeczywistością. I nie da się nic z tym zrobić. 

"Mickey & Mo" - Tomasz Czarny i Robert Essig
Wydawnictwo: Dom Horroru
Rok wydania: 2024
Stron: 50
Ocena: 7/10

"Dziecko" - Edward Lee
Zawiera nowele "Dziecko" i "Fetyszysta"
Wydawnictwo: Dom Horroru
Rok wydania: 2024
Stron: 102
Ocena: 7/10

2024/07/25

Patusy - Patryk Bogusz, Marcin Piotrowski, Tomasz Czarny

"– Czasem śmierć to jedyne wyjście i mówię to z pełną odpowiedzialnością – powiedział i nachylił się do kamery. Twarz skrywał za czarną skórzaną maską, bo misja była ważniejsza od jego wyglądu. On był tylko głosem, którego wierni będą słuchać. Na finalnym streamie grupy beta zebrał tysiące nastolatków. Wiedział, że tylko kilku z nich podoła zadaniu, a moze tylko jeden. Jedna wyjątkowa istota, która zrozumie, że tylko przez autodestrukcję można osiągnąć spokój. Mówiła o tym filozofia, mówiła literatura, muzyka i film. On przeniósł tę prawdę na inny poziom, docierając do mas. Czasy się zmieniły, forma przekazu również".

Dziś będzie krótko (krócej niż zazwyczaj) bo i obiekt mojej recki do najdłuższych nie należy, w sumie "Patusy" równie dobrze mogłyby się ukazać w jakimś zbiorze opowiadań z ekstremalną grozą. 

źródło: https://domhorroru.pl/pl/glowna/212-patusy.html

Fabuła nie należy do przesadnie skomplikowanych, policjant po śmierci córki postanowił odejść ze służby i na własną rękę zająć się robieniem porządku z patostreamerami - to właśnie przez jednego z nich stracił dziecko. Klasyczny motyw zemsty plus jedno z nowszych zagrożeń współczesnego świata. Jak wyszło? Moim zdaniem średnio. Jest bardzo krwawo, jest obrzydliwie, ale żeby lektura mnie jakoś bardziej poruszyła? Niekoniecznie. Rzecz dzieje się w amerykańskich realiach, momentami wyczuwalne są fajne nuty właściwe do kryminału noir (obstawiam pióro Patryka Bogusza). Sceny gore - spoko, ale odrobinę wtórne. Chwila wywołująca największą reakcję (realne mdłości) to chyba też trochę hołd dla słynnego "2 Girls 1 Cup" XD. Zakończenie z fajnym pomysłem, można się doszukać jakiegoś głębszego, symbolicznego sensu, niestety finałowe sceny rozgrywają się błyskawicznie. Ogólnie takie tam czytadełko pod piwo, o którym czytelnik dość szybko zapomni. Zbyt szybko.

Moja opinia ma dość krytyczny ton, a to dlatego, że znam solową twórczość autorów i wiem, że tych panów bez wątpienia stać na więcej. Przekonałem się o tym wielokrotnie. Tutaj bez szału. Skoro krótka nowelka doczekała się papierowej formy, to liczyłem na coś lepszego. Tym bardziej, że i poruszony temat ma olbrzymi potencjał . Niezdecydowanym polecam przeczytać i wyrobić sobie własne zdanie. Mimo narzekania ode mnie 6/10 bo mam słabość do tego typu twórczości.

"Patusy" - Patryk Bogusz, Marcin Piotrowski, Tomasz Czarny
Wydawnictwo: Dom Horroru
Rok wydania: 2024
Stron: 79
Ocena: 6/10

2024/07/16

Z szynką raz! - Charles Bukowski

"Moje własne sprawy wyglądały równie źle i ponuro jak w dniu, w którym przyszedłem na świat. Z tą różnicą, że od czasu do czasu mogłem się już napić, chociaż nie tak często, jak bym chciał. Tylko picie ratowało człowieka przed wiecznym otępieniem i poczuciem, że jest się do niczego. Przez resztę czasu życie tylko stale kłuło i szarpało. Nie widziałem w nim nic ciekawego, nic a nic. Ludzie byli ostrożni, tkwili w wąsko zakreślonych ramach. Nie mieściło mi się w głowie, że do końca życia mam się zadawać z takimi piździelcami. Boże, mieli sraki, narządy płciowe, usta i pachy. Srali, gadali i byli drętwi jak końskie łajno. Dziewczyny z daleka mogły sie podobać, kiedy słońce podświetlało ich sukienki i włosy. Ale wystarczyło podejśc bliżej i posłuchać, co im wycieka ustami z mózgownic. Człowiek miał wtedy ochotę złapać pistolet maszynowy, wykopać sobie ziemiankę i już z niej nie wychodzić. Wiedziałem, że nigdy nie dam rady być szczęśliwy, ożenić się, mieć dzieci. Nie nadawałem się nawet na pomywacza".

Rok 2024 jest rokiem Charlesa Bukowskiego. Możliwe, że o tym nie wiecie - w końcu ustaliłem to chwilę temu. Niewiele jest książek które potrafią mnie w taki sposób zaangażować, niewielu jest bohaterów, którzy budzą we mnie tak różne emocje. Mój maraton z Bukowskim trwa, dostarczając mnóstwa zabawy, śmiechu, ale też chwil gorzkiej zadumy.

W "Z szynką raz!" Henry Chinaski opowiada o swoim życiu od momentu pierwszych dziecięcych wspomnień, aż do ukończenia szkoły, wyprowadzenia się z domu i symbolicznego wejścia w dorosłość. Nie była to łatwa egzystencja. Pozbawiony wsparcia rodziców, z ojcem tyranem oraz dość obojętną matką, pełen kompleksów, od najmłodszych lat dręczony w szkole, dorastający w czasach kryzysu... No cóż, Henry nie miał najlepszych warunków żeby wyrosnąć na 'porządnego człowieka'. Właściwie nie poszło mu najgorzej. Inna sprawa, że Henry nigdy tak na prawdę nie chciał zostać kolejną jednostką wrzuconą, wykastrowaną i wyplutą przez system. A presja była spora, setki razy słyszał pytanie - jak Ty sobie zamierzasz poradzić w życiu?

źródło: klik!

Chinaski to postać o specyficznej wrażliwości. Od najmłodszych lat trudno mu było znaleźć mityczne 'swoje miejsce'. Sfera jego życiowych marzeń, które z grubsza polegały na znalezieniu jakiejś zacisznej dziury po wejściu do której wszyscy dali by mu święty spokój, również nie sprzyjała budowaniu relacji międzyludzkich. Na dodatek odstręczająca fizyczność, która dla wielu była wystarczającym argumentem żeby omijać go szerokim łukiem. Podczas lektury można zauważyć, jak wraz z wiekiem Henry zamienił się z dręczonego dzieciaka w gościa, który bez problemu mógłby dręczyć innych. Jednak stare 'nawyki', takie jak awersja do ludzi czy negowanie rzeczywistości w formie, w jakiej ludzie ją sobie budują - one pozostały bez zmian. 

Odradzam tę ksiązkę posiadaczom co wrażliwszych żołądków - jest tutaj kilka naprawdę obrzydliwych scen, chociażby żywe opisy walki z trądzikiem (kiedy próby egzorcyzmów zawiodły) czy perspektywa odbycia inicjacji seksualnej z matką kolegi. No cóż, życie. Dla równowagi nie brakuje humoru, w typowym dla Bukowskiego stylu (trafia idealnie w mój gust). Henry jest mi bliski z jeszcze jednego powodu - prawdopodobnie dzielę z tą postacią sporą część zaburzeń psychicznych. :) Po prostu go rozumiem. Inne czasy, inny świat, ale marzenia i lęki całkiem podobne.

Ostatnia scena książki ma miejsce w pasażu z automatami do gier w dniu ataku Japończyków na Pearl Harbor. Główny bohater zaprasza do gry w bokserów przypadkowego chłopca. Ulice miasta pustoszeją. Mimo, że zawodnik dzieciaka ma uszkodzoną rękę, udaje mu się pokonać  w pierwszej rundzie Henry'ego. Po chwili wahania, przegrany godzi się na rewanż. Ten krótki fragment to taki literacki odpowiednik rozumienia się z kimś bez słów. Cała treść mieści się w tej milczącej chwili. Piękna sprawa.

"Z szynką raz!" - Charles Bukowski
Wydawnictwo: Noir sur Blanc
Rok wydania: 2022 (oryginał 1982)
Stron: 320
Ocena: 9/10

2024/07/12

Piękno i smutek - Yasunari Kawabata

" – Poczułem twój zapach – powiedział po chwili.
– Mój zapach?
– Zapach kobiety.
– Ach tak. Jest gorąco... To musi być nieprzyjemne.
– Przeciwnie. Nie chodzi o upał. To piękny zapach kobiety. 
Chodziło o woń, którą kobieca skóra wydziela , gdy czuje przyjemnośc dotyku kochanka. Dzieje się tak zawsze, nawet u młodych dziewcząt, i działa nie tylko pobudzająco, ale także kojąco, przynosząc mężczyźnie uczucie spełnienia. Jak gdyby skryte przyzwolenie kobiety emanowało z jej ciała".
Ktoś się spodziewał ambitnej literatury TUTAJ? ;) Zachęcony niezwykle pozytywną opinią przeczytaną na IG i pełen nadziei na emocjonalną szprycę która wypełni moją wewnętrzną pustkę, sięgnąłem po krótką powieść japońskiego noblisty. Powiem tak - nie pochłonął mnie zachwyt, jednak jestem usatysfakcjonowany a sama historia z czasem coraz ciekawiej rozbrzmiewa w głowie.

źródło (klik)

Ōki - pisarz po pięćdziesiątce, pragnie posłuchać noworocznych dzwonów w towarzystwie swojej dawnej kochanki. Ponad dwadzieścia lat temu połączyło go z szesnastoletnią wówczas Otoko płomienne uczucie, które niestety zakończyło się gwałtownie, smutno i tragicznie. Ōki napisał książkę o tym romansie, co zapewniło mu sławę i rozpoznawalność. Otoko stała się cenioną malarką, nigdy nie zapomniała o mężczyźnie który obudził w niej miłość, ale też stał się źródłem nieznośnego cierpienia. Jest ktoś jeszcze - Keiko. Uczennica Otoko z którą łączy  ją intymna relacja, dziewczyna stabilna jak czarnobylski reaktor nr 4 na chwilę przed wybuchem, pełna szaleńczej pasji, nieprzewidywalna i pałająca rządzą zemsty na człowieku, który przed laty tak głęboko zranił jej nauczycielkę. 

Yasunari Kawabata pisze w charakterystycznym stylu - prostym, oszczędnym, pełnym elegancji, wyszlifowanym ze wszystkiego co zbędne, pozbawionym nadmiernego patosu a jednocześnie taktującym o potężnych uczuciach. Pisząc o emocjach łączących poszczególnych bohaterów, wchodzi im bardzo głęboko w głowę, drobne niuanse pozwalają nam dostrzec ulotne, nieoczywiste i złożone przeżycia które nimi targają. Kilkukrotnie poruszany temat postrzegania sztuki przez odbiorcę nasuwa pytanie, czy nie dotyczy on również relacji międzyludzkich? Czy to, co chcemy przekazać spotyka się ze zrozumieniem? A może zostaje odebrane jako coś zupełnie innego... To dość niepokojące i ciekawe. Japończycy są generalnie dobrzy w emocje. Jeśli jest mowa o smutku, to czujemy się jak w towarzystwie demontora, jeśli jest mowa o namiętności, to wchodzimy w płomienie ocierając się o jej istotę. Zastanawiam się, czy to, co w moim odczuciu jest wręcz perwersyjne, nie wynika jedynie z różnicy kultur. Chociaż fetysz polegający na czyszczeniu komuś uszu to ewidentna przesada. :D 

Ta książka jest jak Keiko, jedna z jej głównych bohaterek. Z zewnątrz piękna i łagodna, niepozorna, wewnątrz wrząca od namiętności, pozbawiona zdrowego rozsądku. Muszę też wspomnieć o upiornym zakończeniu, ok - w pewnym momencie można się domyślać finału, mimo to, zrobił on na mnie duże wrażenie. "Piękno i smutek" udowadnia, że warto sięgać po japońską prozę, jest to rzecz bez wątpienia godna uwagi, coś, co faktycznie się przeżywa.

PS Podoba mi sposób, w jaki przedstawiono tutaj motyw LGBT, uczucie między dwojgiem ludzi, nic ponadto. Podobnie rzecz się miała w "Dniach bez końca" Sebastiana Barry'ego. 

"Piękno i smutek" - Yasunari Kawabata
Wydawnictwo: Czytelnik
Rok wydania: 2024 (oryginał 1965)
Stron: 220
Ocena: 8/10

2024/06/09

Dni bez końca - Sebastian Barry

"Myślę sobie tak: John Cole jest za duży na tego muła. Myślę o wszystkich miastach i miaseczkach, w których nie byłem; nie wiem nawet, kto tam mieszka, nikogo tam nie znam i nikt nie zna mnie. Ta, John Cole jest za duży na tego muła. Jakby muł i John Cole nie pochodzili z tego samego świata. Potem John Cole naciąga kapelusz na oczy. Nic wielkiego. Opuszcza rondo kapelusza w świetle księżyca. A wokół ciemne drzewa. I sowy. To nic nie znaczy. Będzie ciężko odnaleźć się w świecie bez niego. Tak myślę. W tej części kraju widuje się spadające gwiazdy co dwie albo trzy minuty. Widać przyszła ich pora. Szukają siebie, jak wszystko inne na świecie".

Nie wiem jak to się stało, ale ta książka zupełnie mi umknęła. Przez jakieś 5 lat nie miałem pojęcia o jej istnieniu. Mam słabość do klimatów Dzikiego Zachodu (uogólniając), zwracam uwagę na tytuły zawierające ten motyw, a jednak "Dni bez końca" przeoczyłem. Całe szczęście, że wreszcie udało mi się naprawić to rażące zaniedbanie.

źródło: [klik]

Historię poznajemy z perspektywy Thomasa McNulty'ego, który snuje opowieść o swoim niełatwym, choć nie pozbawionym szczęśliwych momentów życiu. Jako dzieciak cudem przetrwał podróż do Stanów Zjednoczonych uciekając z dotkniętej klęska głodu Irlandii, w nowym kraju poznaje Johna Cole'a, młodzieńca zagubionego podobnie jak on sam, z którym połączy go więcej niż przyjaźń. Chłopcy zarabiają na życie w dość oryginalny sposób - w przebraniach kobiet zabawiają tańcem i samą swoją obecnością bywalców szynku w jednym z górniczych miasteczek. Niestety - czas nie oszczędza nikogo, bohaterowie dorastają i zwyczajnie nie mogą dalej w przekonujący sposób odgrywać swoich ról. Postanawiają wstąpić do armii. Żołnierskie życie zapowiada się całkiem obiecująco, jednak rzeczywistość szybko weryfikuje zbytni optymizm. Pogromy Indian, walki w wojnie secesyjnej, wszechobecna śmierć i zniszczenie. Gdzieś w tym wszystkim los splata ścieżki Thomasa i Johna z indiańską dziewczynką, którą postanawiają się zaopiekować. W ten sposób tworzą nietypową, jednak szczęśliwą rodzinę.

Potrzebowałem chwili żeby złapać rytm podczas lektury, specyficzny język ze sporą ilością archaizmów może drażnić, w ogólnym rozrachunku okazuje się być jednym z atutów powieści. Coś, co od początku rzuca się w oczy (i mimo wszystko zaskakuje natężeniem) to naturalistyczne opisy. W opozycji do wstrząsających scen mamy wrażliwego narratora, skorego do przemyśleń dotyczących istnienia, często posługującego się nieco poetyckim językiem. Dla mnie to połączenie idealne. Tego szukam w książkach. I cholernie się cieszę kiedy to znajduję. Poszukiwanie swojego miejsca w życiu, własnej tożsamości, akceptacja cudzej odmienności i tej wewnątrz nas samych, braterstwo, lojalność, pięknie opisana miłość, absurdalność wojen, ślepe oddanie idei - o tym (między innymi) jest ta książka, ale nie po to, by prawić morały. Bo tak naprawdę to po prostu wspomnienia pewnego Irlandczyka, jednego z wielu, którego los potoczył się tak a nie inaczej. Człowieka, który chciał być szczęśliwy u boku ukochanego. Kogoś, kto doszukiwał się piękna i spokoju w brutalnej rzeczywistości. 

"Dni bez końca" to była świetna przygoda. Pochlebne opinie nie okazały się przesadą. Tytuł wskakuje do grona moich ulubionych książek, dziwnym trafem większość jest w westernowych klimatach. :) Po takiej książce człowiek czuje się bogatszy w środku. Było trochę adrenaliny, było trochę wzruszeń, była odrobina humoru. Końcówka kruszy serce, ale czy łamie je na dobre, czy odpuszcza, to już musicie sobie sprawdzić sami. Sporym minusem jest słaba dostępność tytułu, plusem zaś jego kontynuacja (którą akurat można kupić bez problemu). Polecam się zainteresować.

"Dni bez końca" - Sebastian Barry
Wydawnictwo: W.A.B.
Rok wydania: 2019 (oryginał 2016)
Stron: 288
Ocena: 9/10

2024/05/27

Po zbutwiałych schodach - Anna Musiałowicz

"(...) Gdy dostrzegłem, że wielu starych ludzi nie czeka na kwitek z ZUS-u z banknotami, a na dziesięć minut rozmowy, które rozjaśnią samotność, nie potrafiłem – wraz z odejściem z pracy na poczcie – odejść i od nich. Zasuszeni jak liście między kartkami codzienności, na chwilę odzyskiwali blask, gdy ktoś poświęcił im trochę uwagi. To nie upływający czas wysysał z nich życie, lecz świadomość, że stali się niepotrzebni". 

Ściany szepczą. Kartki tej książki szepczą. Czy to już pora udać się do specjalisty? Niekoniecznie. Jedne i drugie łatwo zignorować. Ale wtedy nie poznamy historii, która cierpliwie czeka na słuchacza. Bez nas szepty ulecą w przestrzeń, zmarnują się, przepadną. To jak? Wchodzimy? Stopnie nie wyglądają najlepiej, ale powinny utrzymać nasz ciężar...

źródło: https://www.facebook.com/photo.php?fbid=889995386473740&set=pb.100063898601771.-2207520000&type=3&locale=pl_PL

Czwarta powieść Anny Musiałowicz zabiera czytelnika do rozpadającej się, opuszczonej kamienicy. Prawie opuszczonej, bo został tutaj jeszcze jeden mieszkaniec, jej dawny dozorca. Starszy mężczyzna dalej dba o budynek, przynajmniej na ile pozwalają mu siły, tych ma niestety coraz mniej. Ostatniego mieszkańca kamienicy odwiedza emerytowany listonosz. A wtedy zaczynają dziać się rzeczy, więc warto usiąść wygodnie, i pozwolić szeptom wybrzmieć.

Trzy mieszkania, trzy historie, trzy dramaty. I jeszcze jedna opowieść, ale wszystko w swoim czasie. Poniewierana przez agresywnego męża żona, dwaj chłopcy siejący terror w okolicy, ignorowana przez małżonka kobieta która pragnie miłości. Każda z tych postaci potrzebuje odrobiny uwagi, jedni ją otrzymują, drudzy woleliby nie, gdyby wiedzieli czyją uwagę na sobie skupią. Pierwsza historia szokuje brutalnością i gwałtownością, druga doskonale niepokoi (kurz w słońcu to fotony - złoto:), trzecia budzi smutek, współczucie i pokazuje jak nieprzewidywalny jest los.

Anna Musiałowicz snuje swoją opowieść tak jak zawsze - z elegancją, ale też charakterystyczną zadziornością. Przejmująco, ale z humorem. Gawędziarski styl hipnotyzuje, usypia czujność żeby niepostrzeżenie co i rusz uderzyć grozową nutą. Powieść została sprytnie przemyślana, porozrzucane wcześniej części składają się finalnie w nową, zaskakująca całość. Nieprzerwanie czuć także ducha upływającego czasu, co prowokuje do pytań o naturę wspomnień, roli perspektywy z jakiej patrzymy na przeszłość oraz szalonych algorytmów wedle których nasze mózgi kreują wspomnienia minionych zdarzeń.

"Po zbutwiałych schodach" - Anna Musiałowicz
Wydawnictwo: Stara Szkoła
Rok wydania: 2024
Stron: 240
Ocena: 8/10

2024/05/26

Kobiety - Charles Bukowski

"KOBIETY. Podobają mi się jaskrawe barwy ich ubrań, podoba mi się ich chód. I to okrucieństwo dostrzeżone naraz na twarzy którejś z nich. I niemal czyste piękno na innej twarzy, tak bardzo, tak zniewalająco kobiecej. Mają nad nami przewagę: potrafią dokładniej wszystko sobie obmyślić, są lepiej zorganizowane. Kiedy faceci oglądają mecze futbolowe, popijają piwo lub grają w kręgle, to one, kobiety, myślą o nas w skupieniu, uczą się mężczyzn i podejmują decyzje – czy nas zaakceptować, porzucić, wymienić, zabić czy po prostu opuścić. W ostatecznym rozrachunku nie ma to większego znaczenia; cokolwiek zrobią, i tak czeka nas jedynie samotność i szaleństwo".

Moje trzecie spotkanie z Henrym Chinaskim. Niekończąca się seria romansów. W "Faktotum" Henry poszukiwał roboty, w "Kobietach"... miłości? Zdaje się, że z robotą szło mu lepiej, a i tak nie było zbyt kolorowo. 400 stron seksu, alkoholu, wspólnych posiłków i awantur. 

źródło: https://www.noir.pl/produkt/3411/kobiety

Po porzuceniu pracy listonosza, nasz główny bohater stał się pisarzem na pełen etat. Walenie w klawisze maszyny do pisania pozwala mu jakoś wiązać koniec z końcem. Henry śpi do późna, pije i pisze przez resztę czasu, nieraz wygra trochę gotówki na wyścigach konnych, ogląda walki bokserskie, okazjonalnie lata po kraju żeby poczytać swoją poezję na wieczorach autorskich... Być może byłby szczęśliwym facetem, gdyby nie jego wielka słabość - tak, kobiety.

Nie liczyłem ile kobiet pojawia się w tej książce, gdzieś w połowie straciłem rachubę. Jedne przewijają się przez całą powieść, inne mają tylko swoje krótkie epizody. Stuknięte furiatki, narkomanki, dziwki, kobiety sukcesu, prawdziwe damy, oddane przyjaciółki, nieobliczalne świruski... I pośród nich Henry, który lotem najebanej ćmy za każdym razem wpada dokładnie w płomień. 

"Nie chcę być interesujący, to zbyt trudne. Pragnę jedynie miękkiej, mglistej przestrzeni, w której mogę żyć, i jeszcze żeby zostawiono mnie w spokoju. Z drugiej strony, kiedy się upijam, krzyczę, wariuję, tracę panowanie nad sobą. Jeden rodzaj zachowania nie pasuje do drugiego".

Poszukiwanie szczęścia? Skłonności masochistyczne? Deficyt moralności? Zbieranie materiałów do kolejnych utworów? Brak kontroli nad własnym popędem seksualnym? Pewnie wszystkiego po trochu i jeszcze więcej. Postawa Henry'ego raczej nie powinna być dla nikogo wzorem, daleki jestem nawet od akceptacji niektórych jego zachowań, ale czego nie można odmówić tej postaci to wiarygodności i dystansu wobec siebie. Podczas lektury miałem nawet ochotę się trochę oburzyć, że no jak to tak?! Tylko, że z czasem dotarło do mnie, że nawet najbardziej chamski motyw nie pojawia się tutaj bez celu. Czy raczej <nie zostaje przemilczany> bez celu. Bo wiecie - wszyscy jesteśmy dobrymi ludźmi, co nie? A że czasem zdarzy nam się zrobić jakieś świństwo...

"Czułem się niemal zawiedziony, ponieważ wyglądało na to, że kiedy stres i szaleństwo zostaną wyeliminowane z mego codziennego życia, pozostanie niewiele, nz czym można by polegać".

To nie jest książka, która przyniesie mężczyźnie oświecenie w kwestii kobiet (czy ktoś by pogardził?). Pewnie mogłaby być o połowę krótsza, z niewielką stratą dla całości. Można ją uznać za amoralny bełkot alkoholika. Ale czyta się doskonale, jest pełna humoru, porusza nieoczywiste tematy, dotyczące nie tylko relacji damsko-męskich ale życia w ogóle. Jest po prostu prawdziwa, pełna niuansów, mimo tej odpychającej, brutalnej wierzchniej warstwy. Chinaski nie stara się nikogo pocieszyć, nie stara się nikogo dobić, pije, pisze, pieprzy, przewraca się, wstaje, jest w tym coś na równi żenująco tragicznego co heroicznego. Nadal pozostaje fanem autora, właściwie to coraz większym. I to jest rzecz chyba głównie dla fanów. Zawsze można dołączyć.

"Kobiety" - Charles Bukowski
Wydawnictwo: Noir sur Blanc
Rok wydania: 2022 (oryginał 1978)
Stron: 400
Ocena: 8/10

2024/05/09

Wilkołak Jones i synowie. Czary zjary 6 - Simon Hanselmann i Josh Pettinger

Każdego dnia oddalamy się od Boga. :l Jeśli myślicie, że to komiks o śmiesznych pieskach które przeklinają to cóż, nie do końca. Lajkujecie rzeczy za  które traficie do piekła, nawet o tym nie wiecie bo nie czytacie postów. :D Moja przygoda z serią "Czary zjary" zaczęła się całkiem niedawno od drugiego tomu (na jedynkę cały czas poluję, niby wisi na Vinted ale może innym razem;) gdzie zostałem mentalnie zdeptany. Rozdźwięk między tymi pokracznymi rysunkami a powagą treści jest ogromny. Czytasz i to w Tobie zostaje. Co najlepsze - nie sądzę żeby komukolwiek z twórców szczególnie zależało na moralizatorstwie. Nawet jeśli, to tego nie czuć. Czuć za to powalający autentyzm.

źródło: https://www.facebook.com/photo/?fbid=822558339890837&set=pcb.822558416557496

O czym w ogóle są "Czary zjary"? Gdybym miał tę serię opisać możliwie jak najkrócej: o emocjach leczonych najróżniejszymi patologiami. Bohaterowie reprezentują cały przekrój lęków, chorób psychicznych i uzależnień. Zabawna konwencja to jedynie zasłona dymna. Miałem momenty zupełnego ZANIEMÓWIENIA podczas czytania tych komiksów, to dowód na ich druzgocącą treść. Ok, a o czym jest "Wilkołak Jones i synowie?". Jak w tytule. Jones mógłby wyruszyć w podróż z bohaterami "Lęku i odrazy w Las Vegas" gdyby tylko mieli odwagę go ze sobą zabrać. ;) Wspólną imprezę należałoby rozpocząć od uporządkowania prywatnych spraw i wykupienia kwatery na cmentarzu żeby nie obciążać zbytnio rodziny. Tytułowy bohater jest kwintesencją haju - istotą której nie da się zatrzymać, nie da się też przewidzieć kierunku i celu w którym podąża. Jones czuje na karku oddech nadciągającej zagłady więc musi być szybszy. Na dodatek ma trójkę dzieci (oficjalnie). 

Właśnie, synowie Jonesa. Totalne przeciwieństwa. Wrażliwy Jaxon który chciałby mieć normalny dom, dręczony w szkole, nie potrafiący odnaleźć się w świecie w którym przyszło mu żyć, oraz Diesel - ten wdał się w tatę (co nie oznacza, że nie ma uczuć), może i potrafi  dźgnąć kogoś nożem z zaskoczenia, jednak w całej swojej nieprzewidywalności wspiera i broni brata. Powiedzieć, że chłopaki wiodą przejebany żywot to jak nic nie powiedzieć. Coś w stylu zabawy w berka na polu minowym. I w tej przytłaczającej patologii są dobre emocje, jakieś przebłyski, dzięki którym nie da się patrzeć na rodzinę Jonesa w sposób, w jaki się ją widzi. To zaskakujące, a im dłużej się człowiek przygląda, tym więcej zaczyna dostrzegać. 

Czego nauczyła mnie lektura tego komiksu? Kilku rzeczy. [Uwaga, teraz będą śmieszki tylko dla wtajemniczonych].

1. Podczas gry w plucie należy wziąć pod uwagę działanie grawitacji - to twój największy sojusznik lub wróg.
2. Można parkować na chodniku, wystarczy się odrobinę wysilić.
3. Rodziny się nie wybiera.
4. Jeśli chcesz sfingować własną śmierć - użyj samolotu. Latanie nie jest wcale takie trudne.
5. Marzenia się spełniają, trzeba jedynie dobrze je sprecyzować, zanim przeistoczą się w koszmar.

"Czary zjary" to seria którą albo się kocha, albo się nią gardzi. Nic pomiędzy. Wybrałem pierwszą ścieżkę, bo uważam że jeśli chce się szukać jakiejś prawdy o ludziach, to właśnie tam, gdzie człowieczeństwo zaczyna zanikać. Wiecie, wilkołak Jones tylko bywa wilkołakiem, a Jonesem jest zawsze. 

PS Propsy dla wydawcy za porządną robotę pełną niespodzianek oraz dla tłumacza za kreatywne wykonanie niełatwego wyzwania. 

"Wilkołak Jones i synowie. Czary zjary 6" - Simon Hanselmann i Josh Pettinger
Wydawnictwo: Timof Comics
Tłumaczenie: Michał Toński
Rok wydania: 2024 (oryginał 2023)
Stron: 104
Ocena: 9/10

2024/04/17

Faktotum - Charles Bukowski

"Niedzielę były najlepsze, ponieważ nikt nie stał mi nad głową, i wkrótce zacząłem brać ze sobą półlitrową butelkę whiskey, żeby lepiej nam się pracowało we dwójkę. Niestety pewnego razu, po jakiejś ciężkiej nocnej popijawie, butelka spłatała mi figla: film mi się urwał. Po powrocie do domu pamiętałem mgliście fragmenty jakichś odbiegających od rutyny działań, w jakie się tego wieczoru angażowałem, ale jak było naprawdę, nie byłem w stanie sobie przypomnieć. Następnego ranka, przed pójściem do pracy, opowiedziałem o tym Jane.
– Obawiam się, że mam przejebane. Ale może jestem przewrażliwiony".

Fakt, że sięgnąłem po twórczość Bukowskiego okazał się doskonałą decyzją. Zdaje sobie sprawę, że szalone przygody alkoholika nie potrafiącego zagrzać miejsca w żadnej pracy na dłużej niż kilka miesięcy (i to tylko wtedy, kiedy można w owej pracy 'walić w ch#ja') może się wydawać niezbyt ambitną lekturą, ale cóż... Uwielbiam ten humor, tę bezpośredniość i schowaną pod spodem wrażliwość. 

źródło: https://www.noir.pl/produkt/2706/faktotum

Jeśli powracające żarty o genitaliach są dla Ciebie gorszące - nie polubicie się z Henrym. "Listonosz" w porównaniu z "Faktotum" wydaje się dość subtelny. Tutaj jest ostrzej, brudniej i brutalniej. Ale też śmieszniej, odrobinę smutniej (nie bardziej niż smutne jest życie samo w sobie) i dynamiczniej. Chociaż każda historia głównego bohatera zaczyna się i kończy niemal tak samo. Hanry Chinaski szuka pracy, znajduje ją lub nie, jeśli znajduje to wkrótce zostaje wywalony lub odchodzi. Przekrój podejmowanych zajęć jest imponujący, a co mi tam, postaram się wymienić wszystkie: pakowacz w domu wysyłkowym, asystent drukarza, magazynier w sklepie z częściami samochodowymi, monter tablic reklamowych, pracownik w fabryce psich krakersów, pakowacz w sklepie z damską konfekcją, dobra - odpuszczam, to dopiero 63 strony. Jest tego sporo jak widać. Kolejne miasto, kolejny tani pokój, kolejne kobiety, szanse i porażki. Henry wie jakie jest życie, wybitnie się tym wszystkim nie zraża. Wrodzona tendencja do kombinatorstwa, wymykające się spod kontroli picie oraz zwyczajna ironia losu powodują masę absurdalnych sytuacji. Dawno się tak nie uśmiałem, choć nie zawsze było do śmiechu. Gorzki śmiech to też śmiech.

Co może być fascynującego w historii stukniętego pijaka wiecznie szukającego roboty? To nie brzmi zbyt dobrze... A jednak. Bukowski stworzył bohatera z krwi i kości, kogoś kto nie tylko wzbudził moją sympatię (oprócz drobnych zgrzytów) ale nawet na swój sposób mi zaimponował. Chinaski coś w sobie ma, jakiś dziwny rodzaj godności i takiego, bo ja wiem? Zgaszonego optymizmu? Mimo pijackich odpałów i etycznie wątpliwych zachowań, mimo kłód rzucanych mu pod nogi, całej tej niedoli, on bierze co jest i nie traci pogody ducha. Może i czasem zdarzy mu się zrobić coś skrajnie głupiego, ale komu się nie zdarza... Społeczny margines, bieda, brud, alkohol, a pośród tego zwyczajni ludzie, każdy ze swoją unikalną historią, duszą i sercem. 

Jedna książka, która potrafi rozbawić (dosłownie) do łez, przygnębić i poklepać po plecach, w której obok historii o wszach łonowych mamy rozważania nad ludzką egzystencją i nieoczywiste uwagi dotyczące naszej natury, taka niby o niczym, jednocześnie pełna treści, szczera, dająca mnóstwo satysfakcji, po lekturze której człowiek czuje się autentycznie pokrzepiony. Zachęcam do czytania i przy okazji wzniesienia toastu ku pamięci Bukowskiego, zasłużył sobie.

"Faktotum" - Charles Bukowski
Wydawnictwo: Noir sur Blanc
Wydanie: VI
Rok wydania: 2021 (oryginał 1975)
Stron: 240
Ocena: 8/10

2024/04/13

Niejasne spektakle - Dawid Kain

"Nie rozumiałem. Dziecko przecież, czy cokolwiek to było, urodziło się martwe, to była najbardziej oczywista rzecz w tych naszych ostatnich tygodniach. Kiedy jednak, zaciskając wargi, sięgnąłem do wanny, by zabrać gdzieś to małe, rozpaczliwie małe truchło, kiedy je podniosłem, lekkie jakbym trzymał puste naczynie po niemowlaku, ono nagle otworzyło oczy i wtedy zrozumiałem, czemu Bithiel uciekła i czemu już nigdy jej nie zobaczę. Te oczy nie były ani ludzkie, ani nawet zwierzęce, były parą wirujących, kalejdoskopowo mieniących się szkieł, których blask zupełnie mnie poraził, przewiercił, zniszczył." - Dawid Kain "Ostatnie słowo"

Dawid Kain to moja czołówka jeśli chodzi o polski horror. Imponujące z jakim luzem bawi się tym gatunkiem. "Niejasne spektakle" to zbiór czterech krótkich, powiązanych ze sobą opowiadań, których wspólnym motywem jest iluzja. Figury niemożliwe, płonące obręcze, koszmarne niemowlaki... Creepy motywów jest tutaj całe mnóstwo. Nie wolno jednak zapomnieć, z czym NAPRAWDĘ mamy do czynienia. Jak można przeczytać z tyłu okładki: "Sekret udanej iluzji tkwi w umiejętnym odwróceniu uwagi publiczności". Typowe dla horroru rekwizyty mogą uśpić naszą czujność, żeby uderzyć czymś znacznie większego kalibru, czymś co wytrąci z równowagi i każe spojrzeć na rzeczywistość z innej perspektywy. Styl autora doskonale trafia w mój gust, Kain potrafi z bezczelnością godną dobrego pisarza pomieszać czarny humor z całkiem poważnym pisaniem o emocjach, angażuje, zwodzi, bawi żeby po chwili przerazić. Ot tak. Wiecie jak to jest, kiedy nie wiadomo czy ktoś mówi serio czy żartuje? Bo żartuje, prawda?

źródło: https://wydawnictwoix.pl/produkt/dawid-kain-niejasne-spektakle/

"Na zawsze w dole"
Opowiadanie po raz pierwszy opublikowane w "Dziwnych opowieściach" (zresztą jedno z najlepszych, a cała antologia trzymała ponadprzeciętnie wysoki poziom). Na ogół unikam powtórnej lektury czegokolwiek ale tutaj... Nie mogłem sobie odmówić. Siedmioletni chłopiec bierze udział w sztuczce iluzjonisty. Coś się wydarza. I od tamtej pory jest inaczej. Świetny, poruszający tekst, dziecięca wrażliwość, dużo lęku w który nikt nie uwierzy, co niestety nie odbiera mu prawdziwości. Jeśli ktoś ma ochotę odrobinę się mentalnie podręczyć i złapać vibe tej historii, może we własnym zakresie spróbować konfrontacji ze swoją małą wersją sprzed laty. Tylko ostrożnie.

"Noc widowiska"
Nastoletnie bliźniaczki biorą udział w nocnym przedstawieniu cyrku, którego nie powinno tam być. Czy coś takiego może skończyć się dobrze? Dużo intensywnej grozy, tej bezpośredniej i niedopowiedzianej, klimatyczne tło, końcówka wywracająca całość do góry nogami i drugie dno, z którym można się utożsamić. 

"Ostatnie słowo"
Główny bohater właśnie przymierza się do odseparowania swojego życia od ciała, w czym przeszkadza mu telefon którego nikt nie chciałby odebrać. Sekty, spiski, narastające szaleństwo. Horror gore, psychologiczny, kosmiczny, co tam sobie kto życzy.

"Derealizacja, kurtyna"
Wizyta lunatyka u terapeutki z Krakowskiego Centrum Analizy Snów imienia świętej Dymfny. Dużo wodzenia za nos i prowokowania do rozkmin, z epickim zakończeniem. Kurtyna?

PS Grafika na okładce godna oprawienia w ramkę i powieszenia sobie na ścianie. 

"Niejasne spektakle" - Dawid Kain
Wydawnictwo IX
Rok wydania: 2023
Stron: 122
Ocena: 8/10

2024/03/30

Listonosz - Charles Bukowski

"Wciąż jednak coś się działo. Jednego gościa przyłapano na tych samych schodach, na których zostałem wcześniej uwięziony. Przyłapano go tam z głową pod spódnicą jakiejś dziewczyny. Po czym jedna z pracownicy stołówki poskarżyła się, że wbrew obietnicy nie otrzymała zapłaty za stosunki oralno-genitalne , które odbyła z kierownikiem wydziału i trzema ekspedientami. Dziewczynę oraz ekspedientów wylano z pracy, a kierownik wydziału został zdegradowany do funkcji kierownika zmiany. Potem ja podpaliłem nasz urząd pocztowy. Zostałem wysłany do sortowania dokumentów czwartej klasy i paląc cygaro, wyciągałem plik przesyłek z ręcznego wózka, gdy jakiś gość zajrzał do wózka i powiedział: — HEJ, PALĄ CI SIĘ LISTY!".

Jakieś 13 lat temu, jako głodny życia dwudziestolatek zachwyciłem się ruchem Beat Generation. Kerouac, Ginsberg, Burroughs - czytałem żarliwie ich teksty a serce furkotało mi w klatce piersiowej jak szalone. To było coś! Dobrze wspominam tamten czas. Jak to się stało, że na fali bitnikowej zajawki nie sięgnąłem po Bukowskiego? Nie wiem. Ale jak mówią - co się odwlecze... Lata minęły, marzenia pomarły, kręgosłup napierdziela a ja czuję się jakbym wrócił po długiej nieobecności w stare, znajome strony.

źródło: https://www.noir.pl/produkt/5116/listonosz

Przed lekturą Bukowskiego warto poczynić pewne przygotowania. Należy dać sobie na wstrzymanie. Wyjąć kij z dupy. Wygodnie usiąść i wypić szklaneczkę ulubionego napoju. Pozwolić się ponieść opowieści. Jeśli po pierwszych stronach stwierdzisz, że to nie Twoja bajka - odpuść, szkoda czasu. Ale jeśli poczujesz, że narrator ma jednak coś do powiedzenia - idź w to!

Henry Chinaski zatrudnia się na poczcie. Na początku robota wydaje się całkiem łatwa, niestety szybko okazuje się, że wcale taka nie jest. Niepokorna dusza i cięty język naszego bohatera nijak jej nie ułatwiają. Noce spędzone na piciu i dupczeniu również. Konflikty z szefostwem, niekończące się dni nużącej pracy (na kacu), nadgodziny, setki, tysiące, może nawet miliony listów, romanse, denerwujące papużki i doniczki z pelargoniami spadające z półek w najmniej spodziewanych momentach... No i jeszcze wyścigi konne. To można znaleźć w "Listonoszu". Posłuchajcie tego cholernego pijaczyny i bezczelnego kobieciarza, Henry może was zaskoczyć. Dosadny język, mnóstwo humoru, odrobina bólu i szaleństwa. Przyspiesza tętno, bawi, zasmuca, pokrzepia, nawet jeśli zostawi po sobie kaca - warto. 

"Rano było rano, a ja wciąż żyłem.
Może napiszę powieść – pomyślałem.
A potem to zrobiłem".
"Listonosz" - Charles Bukowski
Wydawnictwo: Noir sur Blanc
Rok wydania: 2015 (oryginał 1971)
Stron: 216
Ocena: 8/10

2024/03/26

Przeprawa - Jack Ketchum

"Godzina czekania to szmat czasu, zwłaszcza jeśli jesteś wystraszony i wiesz w głębi duszy, że niczym zbliżający się tętent nadciąga  coś strasznego, coś, co odmieni twoje życie na zawsze, o ile w ogóle zdołasz to przetrwać".

Mam słabość do Dzikiego Zachodu. Mam też słabość do wszelakiej grozy. "Przeprawa" wydaje się więc połączeniem idealnym. Zacznę od kręcenia nosem. Już wam mówię dlaczego.

Każdy tekst Ketchuma przetłumaczony na polski to dobra wiadomość. Niespodziewana premiera "Przeprawy" pozytywnie zaskoczyła cały grozoświatek. Klimatyczna, twarda okładka, barwione na czerwono brzegi (nie wiem po co to komu, ale wygląda ładnie), czerwona wyklejka - godne wydanie świetnego autora. Minusem jest długość. Tekst jest rozstrzelany do granic przyzwoitości, powinien zajmować może z 70 stron, zajmuje 200.  Zanim się dobrze wczułem - trzeba było kończyć. I to jest właściwie jedyny 'zarzut' który mam do tej książki. Zazwyczaj tekst zajmuje większość strony, ale nie tutaj. Jeśli ktoś nastawił się na porządną przygodę, to cóż - przygoda jest, ale dość okrojona. Szkoda, bo ma w sobie olbrzymi potencjał.

źródło: https://www.skarpawarszawska.pl/shop/thriller/przeprawa.html

Trzej mężczyźni łączą swoje siły żeby zapolować na mustangi. Reporter Marion T. Bell (narrator) lubi wypić kieliszek czy dwa, w porywach do zbyt wielu, małomówny zwiadowca John Charles Hart ewidentnie nosi na swoich barkach jakiś ciężar, stawkę zamyka zaskakująco sympatyczny olbrzym znany jako Matka. Podczas powrotu z jednego z polowań, grupa natrafia na dwie skatowane kobiety którym postanawia pomóc. To dopiero wierzchołek góry lodowej - po drugiej stronie rzeki jest koszmarne obozowisko, gdzie porwane nieszczęśniczki są regularnie bite i brutalnie gwałcone, a jeśli uda im się przeżyć - sprzedawane zdegenerowanym kupcom. Nad całością czuwają demoniczne Siostry Valenzura, które ponoć oddają cześć pradawnym bogom Meksyku. 

Podsumowując: wydanie - doskonałe. Western - jest, w odpowiednio brudnej, krwawej odsłonie. Horror - jest. Wiecie, że reprezentujemy gatunek najgorszych bestii na świecie? Niestety. Starzy Bogowie nie muszą się nawet zbytnio wysilać. Poza tym, jak to u Ketchuma, groza jest dobrym pretekstem, żeby poruszyć kilka trudnych, najczęściej niekomfortowych dla ludzi tematów. Wojenna trauma, przemoc wobec kobiet, najgorsze instynkty spuszczone ze smyczy w 'sprzyjających' okolicznościach. Dla równowagi jest też coś pozytywnego - męska przyjaźń, pogodzenie się z przeszłością, poświęcenie siebie dla innych. Tylko czemu tak krótko... :( 

PS Pocieszające info: Skarpa Warszawska szykuje kolejną książkę Ketchuma, również premierową. I grubszą. ;)

"Przeprawa" - Jack Ketchum
Wydawnictwo: Skarpa Warszawska
Rok wydania: 2024 (oryginał 2003)
Stron: 208
Ocena: 7/10

2024/02/10

Pan Kanapka - Patryk Bogusz i Marcin Piotrowski

"Mama zawsze powtarzała, żebym się nie żenił. Mówiła, ze ludzie nie są do tego stworzeni. Sama miała trzech mężów i każdy następny był gorszy od poprzedniego. Wszyscy okazali się pijakami i tłukli ją nie na żarty. Trzeci wybranek był prawdziwym zjebem. Dopiero w podstawówce skumałem, że nie każdy ojczym wpycha podopiecznemu kutasa w dłoń. Oczywiście uznałem, że u mnie będzie inaczej. Niestety... to mama miała rację." - "Pan Kanapka" P. Bogusz i M. Piotrowski

 Minęło trochę czasu odkąd ostatni raz sięgnąłem po literacką ekstremę. Ta przerwa okazała się bardzo dobrym  ruchem, kiedy za długo pozostaje się przy tego typu treściach, stają się one nużące i wywołują raptem ułamek emocji, które powinny wywoływać. Twórczość obydwu autorów jest mi dość dobrze znana (chociaż mam trochę do nadrobienia), nie miałem więc wątpliwości, że czeka mnie naprawdę porąbana lektura. 

źródło: klik

"Pan Kanapka"
Tytułowa nowela inspirowana jest postacią prawdziwego seryjnego mordercy i gwałciciela - Josepha Metheny'ego. Polecam zerknąć w necie jak facet wyglądał - jak cholerny potwór. I tym właśnie był. Patryk Bogusz i Marcin Piotrowski przechrzcili Josepha na Edmunda, następnie wrzucili go w warszawskie realia lat dziewięćdziesiątych. Główny bohater został porzucony przez żonę i pozbawiony mieszkania socjalnego, postanowił więc rozkręcić własny biznes - obwoźne stoisko z burgerami. Od początku jest bardzo ostro, autorzy nie biorą jeńców. Jak ekstrema to ekstrema - nie ma przebacz. Pierwszoosobowa narracja robi robotę, Edmund to taki rubaszny wujas, który wiadomo, że ma nierówno pod sufitem, ale tez budzi swoistą sympatię. Gdyby tylko nie robił tego co robi... Pełnokrwista ekstrema pełna patologii, podlana czarnym humorem. Końcówka dość stonowana, można powiedzieć, że zgodna z "oryginałem". 

"Urlop na wsi" Marcin Piotrowski
Po pewnym "incydencie" Mateusz postanawia naprawić swój związek z Agnieszką zabierając ją do uroczej wioski gdzie mieszkają jego krewni. Para zostaje ciepło przyjęta, jednak Agnieszka nieufnie patrzy na specyficzną rodzinę swojego chłopaka. Każdy kolejny dzień rodzi coraz więcej obaw. Zaskoczyło mnie pojawienie się motywu fantastycznego w tej historii. Opowiadanie jest dość krótkie, ale nie brakuje w nim właściwego ekstremie "mięsa". Mało tego, "Urlop na wsi" zdaje się być prequelem "Nędzy", jest więc nadzieja na ponowne spotkanie z jego bohaterami. Mam nadzieję, że książka wróci do księgarń i tym razem zdążę ją zakupić.

"Dziwka szatana" Patryk Bogusz
Co powiecie na horror z wątkiem okultystycznym dziejący się za murami więzienia? Ci czytelnicy, którzy znają "Czas umierania" Patryka Bogusza wiedzą, że autor potrafi doskonale wykreować brudny, przestępczy klimat. Bruen wkrótce wychodzi na wolność. O ile uda mu się do tego czasu przeżyć. Charakterystyczna narracja, mnóstwo slangu, zero litości + drobny easter egg dla miłośników literackiej ekstremy. Wygląda to na początek jakiejś większej, odjechanej historii. ;)

"Pan Kanapka" - Patryk Bogusz i Marcin Piotrowski
Wydawnictwo: Dom Horroru
Rok wydania: 2022
Stron: 130
Ocena: 7/10

2024/02/04

Propolis - Dominika Gnatek-Niemczyk

"Śni mi się okropny dźwięk, który tak mnie przeraża, że budzę się gwałtownie. Próbuje sobie przypomnieć towarzyszący mu kształt, sytuację, ale nie pamiętam nic, tylko rozpływającą się po ciele grozę. Dźwięk nie przypominał niczego, co dotąd znałem, nie pamiętam też, kto lub co go wydało. Odwracam się ku śpiącej żonie i przerażenie powraca ze zdwojoną siłą, wkłuwa się w ciało tysiącami zimnych szpilek. Ona leży w dziwacznej pozycji, tak jakby pół klęczała, pół leżała, z rozrzuconymi ramionami, jej głowa jest zwrócona ku mnie, a oczy rozwarte tak szeroko, jakby miały zaraz pęknąć, jakby była niewypowiedzianie zdziwiona moją obecnością". - "Opowieść o tym, że czasem w miłości jest się nieszczęśliwym" Dominika Gnatek-Niemczyk

Raz na jakiś czas zdarza mi się, że zobaczę jakąś książkę, i czuję, że MUSZĘ ją mieć. Tak było w przypadku "Propolis". Minimalistyczna grafika (projekt Wojtka Guni) dość mocno odbiega od tego, do czego przyzwyczaili nas twórcy okładek. O czym jest ta książka? Kto ją napisał? Nie wnikałem, bo byłem (i nadal jestem) zauroczony okładką. Fajnie mieć ładną książkę. Jeszcze fajniej by było mieć ładną i dobrą książkę. Zabrałem się za czytanie.

źródło: klik
"Dybuk"
Podłamana rozstaniem z partnerem entuzjastka zjawisk paranormalnych kupuje na portalu aukcyjnym skrzynkę w której ponoć mieszka dybuk. Klasyczny motyw w grozie. Da się zrobić z tym coś ciekawego na kilku stronach? Owszem. Dużo emocji, ponury klimat, niby nic się nie dzieje a jednak napięcie cały czas rośnie.

"Co słyszałem w łazience"
Świeżo upieczony ojciec nie najlepiej odnajduje się w nowej roli. Na domiar złego jest niezdrowo zafascynowany sąsiadką z góry. Nic dobrego z tego nie wyniknie. Znowu - popularny motyw w świetnym, niepokojącym wykonaniu. 

"Propolis"
Ambitna i skromna Iza wkrótce wyjdzie za mąż. Teoretycznie to będzie spełnienie jej marzeń. Ale coś jest nie tak... Historia ledwie muśnięta czymś nadprzyrodzonym, z szokującym zakończeniem.

"Za ścianą"
Olga pomaga sąsiadce w załatwianiu codziennych spraw. Staruszka nie opuszcza swojego mieszkania, ponieważ twierdzi, że za drzwiami coś jej grozi. Dziewczyna nie bierze na poważnie obaw starszej pani. Poruszające, przewrotne, uderza w tematykę, którą łatwo zignorować. 

"Uwodziciel"
Jedyne opowiadanie którego nie pochwalę, bo go nie ogarnąłem szczerze mówiąc. :I

"Jeremi uśmiecha się"
Coś dla wielbicieli słowiańskich wierzeń. Malutki Jeremi w ogóle się nie uśmiecha. Rodzice są zaniepokojeni, ale też pełni nadziei. Po raz kolejny - oklepany motyw ale wykorzystany w ciekawy, przejmujący sposób. A to wszystko na dosłownie kilku stronach. Świetna robota. (Co zresztą dotyczy całego zbioru).

"Opowieść o tym, że czasem w miłości jest się nieszczęśliwym"
Uwielbiam takie długie tytuły, zawsze to podkreślam. ;) Małżeństwo narratora się psuje. Jego żona wychodzi wieczorami nie wiadomo gdzie, wraca późno, coraz bardziej oddala się od swojej rodziny. Zaniepokojony mąż próbuje dowiedzieć się o co chodzi. No i się dowiaduje. Najdłuższe z opowiadań, chyba najbardziej przerażające, z mocnym elementem grozowym. 

"Wizyta"
Julka oczekuje wizyty swojego ojca, który ma poznać jej nowego partnera. Ja tu sobie piszę o czym są te opowiadania, ale wiecie - to jest takie blablabla. To trzeba przeczytać. [Mam na myśli cały zbiorek]. Znowu - kilka stron, mnóstwo emocji, mnóstwo bólu i lęku, odrobina grozy żeby jeszcze bardziej to wszystko podkręcić...

"Smutny Pan"
Bogna po latach wyrzeczeń i ciężkiej pracy wreszcie spełnia swoje wielkie marzenie - wprowadza się do własnego mieszkania. "Nigdy nie jest tak, że jest idealnie". Boogeyman w zaskakującej interpretacji.

"Ostatnia pieśń"
Króciutkie opowiadanie o trudach ciąży. Nie kojarzę, żebym spotkał się kiedykolwiek z taką tematyką w jakimś tekście. Pesymistyczny, bezwzględny, idealny żeby zamknąć książkę i zacząć się oswajać z ogromem wrażeń których dostarczyła. 

* * *

Podsumowując: łał! Taki debiut to jest coś! "Propolis" może zwieść czytelnika skromną formą i niewielką objętością, wygląda bardziej na tomik poezji niż zbiór dziesięciu opowiadań. Teksty są krótkie, ale do granic wypakowane emocjami. Samotność ("Dybuk", "Smutny Pan"), rozczarowanie ("Co słyszałem w łazience"), próba dopasowania się ("Propolis", "Wizyta"), strach o najbliższych, bezsilność ("Jeremi uśmiecha się", "Opowieśc o tym, że czasem w miłości jest się nieszczęśliwym"). Jest tutaj tyle lęków, że bez problemu każdy znajdzie coś dla siebie. Motywy fantastyczne wykorzystane są w przemyślany, oryginalny sposób, tak naprawdę nie grają tutaj głównej roli. Demon w szafie będzie sobie wesoło chichotał, kiedy zobaczy jakie demony zagnieździły się w twojej głowie. "Propolis" doskonale trafiło w mój gust. Jeśli lubicie intensywny, współczesny horror/weird, mocno eksplorujący codzienne strachy - polecam. Kapitalna rzecz.


"Propolis" - Dominika Gnatek-Niemczyk
Wydawnictwo: Dom Horroru
Rok wydania: 2023
Stron: 160
Ocena: 8/10

2024/01/17

Sny umarłych 2023. Polski rocznik weird fiction

"Problem w tym jednak, że przeszłość, w której stoją fundamenty teraźniejszości, to nader mętna woda. Historia w jakimś sensie przypomina sen: przeszłość istnieje wyłącznie w umysłach, w interpretacjach i wspomnieniach podlegających prawom subiektywności i entropii. Rozumienie historii jest obarczone dokładnie tym samym marginesem błędu, co próba zrozumienia snu: ograniczona zawsze do znanego nam kontekstu, spętana przez nasze subiektywne – i bardzo selektywne – przetwarzanie. Struktura przeszłości zaciera się i rozsypuje jak struktura wspomnienia, podległą tym samym mechanizmom." - Wojciech Gunia "Dziwność dziejów"

Lekturę "Snów umarłych" zawsze traktuję jako osobiste wyzwanie. Nigdy nie jest lekka, łatwa i przyjemna. Wymaga skupienia, czasami prowadzi w zaułki z których trudno się wydostać, o ile w ogóle się da. Wizje autorów potrafią zasiać w głowie niepokój, który będzie się tam rozrastał jeszcze na długo po odłożeniu książki na półkę. Z tej konfrontacji zawsze wychodzę nieco poobijany psychicznie, ale też solidnie usatysfakcjonowany. 

"Sny umarłych 2023" kręcą się wokół motywu przewodniego, którym jest historia. Jeśli zastanawiacie się 'dlaczego?' i 'po co?', to polecam wstęp Wojciecha Guni pt. "Dziwność dziejów". Tekst można znaleźć w sieci i umilić sobie nim czas w oczekiwaniu na książkę, o ile jeszcze jej nie macie. :) Nie wypada nie wspomnieć o jakości wydania - klasa sama w sobie. Twarda, matowa okładka z czerwoną wyklejką, ponura grafika która mogłaby ilustrować zarówno pierwsze, jak i ostatnie opowiadanie w antologii. Daję notę IX/IX.

źródło: https://wydawnictwoix.pl/produkt/sny_umarlych_2023/

Sylwia Wełna "Nieznośny trud"
Opowiadanie autorki "Bóg się rodzi" było według mnie jednym z najlepszych tekstów "Snów umarłych 2021". "Nieznośny trud" to krótka historia więźnia obozu zagłady, którego zadaniem jest pozbywanie się ciał ofiar. Zdumiewające, ile emocji można upchać na kilku stronach, tym bardziej robiąc to tak swobodnie! Narrator beznamiętnie opowiadający o odpowiedniej technice wykonywania swojej pracy, w połączeniu z apokaliptyczną wizją fabryki śmierci - to robi piorunujące wrażenie. Jestem zachwycony kunsztem autorki i emocjonalnie zgruzowany treścią której doświadczyłem.

Justyna Hankus "Spadek"
Intrygująca opowieść autorki pozytywnie przyjętej powieści "Dwie i pół duszy. Folk noir". Mimo pozostawionych tropów, zakończenie skutecznie mnie zaskoczyło. Trudno wyrzucić finałową scenę z głowy...

Filip Duval "An Drochshaol"
Kolejne ponadprzeciętnie dobre opowiadanie. XIX wiek, klęska głodu w Irlandii. Już pierwsza scena rozkłada na łopatki - ojciec z synem grają sobie w grę zręcznościową z użyciem własnych zębów. WTF?! Umierający z głodu zadziorny rolnik stara się ustrzec rodzinę przed wiadomym losem. Autor zręcznie żongluje grozą, komedią i absurdem, tworząc coś zupełnie nieprzewidywalnego. Bajkowa narracja miesza się z przerażającą, brutalną wizją szaleństwa. Bardzo polecam i podziwiam.

Agata Suchocka "Artefakt"
Morska podróż zagadkowego indiańskiego artefaktu z Luizjany do posiadłości pewnego angielskiego lorda. Fajnie napisane, miło się czytało, ale niestety - zbyt zwyczajne żeby jakoś na dłużej zostało w głowie.

Krzysztof Rewiuk "Cymierman"
Wariacja na temat historii cara Piotra I. Odwrócona chronologia, holenderska dziewczynka rozumiejąca mowę wiatraków oraz zagadkowy przybysz o którym krążą zadziwiające plotki. Bardzo weirdowe, sporo dramatu, ciekawa narracja i zaskakujące zakończenie. Wyróżnia się na tle całości. 
[Na marginesie: widzę, że creepy motyw zębów jest bardzo lubiany przez autorów SU2023:]

Małgorzata Żebrowska "Za nas wszystkie"
II wojna światowa. Partyzanci zostawiają w jednym z gospodarstw swojego żołnierza. Mężczyźnie coś dolega, jednak nie bardzo wiadomo co. Tajemnicę odkrywa dziewczynka goszcząca chorego w swoim domu. Sprawnie napisane, poruszające bardzo trudny i rzadko poruszany temat. 

Marcin Mleczak "Teoria kombatanta"
Mężczyzna który na wojnie stracił ręce, staje się źródłem ideologicznego ruchu błyskawicznie ogarniającego coraz większą liczbę ludzi. Rozkminkowe, przedstawiające pewne kwestie w zupełnie innej, przewrotnej perspektywie. 

Katarzyna Ophelia Koćma "Zaplecze sklepu z psychodelią"
Wow, to było mega dziwne. Lata 60. XX wieku. Gość z Harvardu (nie byle kto;) trafia do kolebki dzieci kwiatów. Wszyscy hippisi mówią o legendarnym Ozzym, tylko - kim on tak właściwie jest? Czuć klimat bizarro. Idea staje się ciałem a poezja pokarmem. Odjechana historia. Trzeba mieć bujną wyobraźnię żeby coś takiego napisać. Dla ludzi bez bujnej wyobraźni pozostaje LSD. :)

Dariusz Ludwinek "Pomór"
Wybucha wojna. Główny bohater - taksówkarz - próbuje odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Nie idzie mu najlepiej. Konfrontacja z osobistymi lękami i wspomnienia dziadka, który ucierpiał w wojnie, prowadzą głównego bohatera w odmęty szaleństwa. Dobrze oddany klimat zaszczucia i paranoi. Gęste, a jednocześnie dynamiczne. Jak na papierowy debiut to bardzo spoko.

Agnieszka Fulińska "Z rodu wilka"
Przygodowo-fantastyczna interpretacja historii o Bestii z Gévaudan. Fajny klimat, muszę przyznać, że czytało się bardzo przyjemnie. 

Aleksander Paradowski "Król niczego"
Narrator skacze w czasie ze średniowiecza, przez II WŚ do współczesności. Dużo rozkmin i wewnętrznych monologów. Nie podeszło mi. Zbyt długie, przez co stało się nużące. No ale przynajmniej ma wątek romantyczny. XD

Aleksandra Bednarska "Druga połowa nieba"
Przyznaję - nie do końca zrozumiałem ten tekst, musiałem trochę doczytać żeby zajarzyć o co mniej więcej chodzi. Losy Ostatniego cesarza Chin w końcowych latach życia, okraszone ichniejszą mitologią. Czuć pasję autorki do Dalekiego Wschodu. Wrażenie robi również lekkie pióro - przez to opowiadanie się płynie. 

Olaf Pajączkowski "Styczniowe marzenia, styczniowe koszmary"
Czasy powstania styczniowego. Sporo patriotyzmu i pytanie - czy w przyszłości ludzie będą pamiętać za co ginęli ich przodkowie?

Dagmara Adwentowska "A jak carem będziesz"
Kolejna mocno historyczna opowieść. XVII wiek, spiski i intrygi polityczne. Nie jestem miłośnikiem historii, jednak przeczytałem z zainteresowaniem. 

Adam Włodarczyk "Czeluść i wiatr"
Mroczny, klimatyczny weird. Postapokaliptyczny obraz samotnego domu pośród powalonych drzew, który z dnia na dzień stał się praktycznie odcięty od świata przez szalejącą wichurę. I nie jest to zwykły wiatr. Duszna, surrealistyczna historia, którą można interpretować na wiele sposobów.
 
Daria Banasiewicz "W twych słojach zranionych metalem znajdę wejście do jądra"
Uwielbiam takie długie, poetyckie tytuły. :) Bardzo spoko debiut. Całość jest podzielona na 3 części  które łączy miejsce akcji: Puszcza Augustowska. Przenosimy się do 1944 roku z perspektywy żołnierza, kolejna część (najdłuższa) to 1966 rok i miłośnik historii z obsesją na punkcie starego cmentarza, na koniec mamy 2022 rok i chłopaka poszukującego eksponatów do muzeum za pomocą wykrywacza metali. 

Przemysław Poznański "W tém śnie śmiertelnym"
Bardzo dziwne, jednocześnie intrygujące. Rozkminy na temat nieśmiertelności. Amputacja snów (!) i jej nieprzewidziane konsekwencje. 

Elana Gomel "Morze Słone"
Przygniatające opowiadanie o Holokauście. Mnóstwo symboliki. Podczas czytania nasuwały mi się obrazy rodem z Hellraisera. Jest tutaj jakieś dziwne połączenie obcości i realizmu. Mocny tekst. 


Sny umarłych 2023. Polski rocznik weird fiction
Praca zbiorowa pod redakcją Wojciecha Guni i Krzysztofa Grudnika
Wydawnictwo: Wydawnictwo IX
Rok wydania: 2023
Stron: 334
Ocena: 9/10

Kolczaste łzy - S.A. Cosby

 "(...) – Mój brzuch. Widzę moje flaki. – Słowa Gremlina były tak ciche i lekkie, że omal nie porwał ich wiatr. Grayson i Kopuła podesz...